Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


poniedziałek, 7 października 2013

Trzecia brama

Stare, niesamowicie stare słowa przetłaczały się przez mgłę. Wspomnienia, jakby ukryta za tysiącami przydymionych okien lampka, rozpaliły się nieśmiałym, ale zauważalnym płomieniem.
"To jedyny sposób, by ją uratować!" mówiły zdeterminowanym, zmęczonym głosem.
"Czy ty rozumiesz na co się porywasz? Nieskończona pętla symulacji funkcjonuje niczym załamanie czasoprzestrzeni. Tam nie tylko przestają działać znane nam prawa. Wszelkie świadomości zostają sprowadzone do skraju zatracenia. W najgorszym przypadku możesz wymazać nas wszystkich." mówiły spokojnym, ale rozgoryczonym głosem.
"Masz w takim razie lepszy pomysł?" mówiły zdeterminowanym, zmęczonym głosem.
"Ani jednego, obawiam się. Będziesz potrzebowała bram, programu kontroli oraz...".
Wreszcie wspomnienia zamilkły. Pozostał tylko czarny, smolisty głos teraźniejszości.

NIE MOŻESZ TEGO ZATRZYMAĆ

Ściskane ciało w niemierzalnie małym ułamku chwili zniknęło, pozostawiając Zabójczynię samotną w morderczym pędzie w dół, ku nieświadomemu niczego chodnikowi. W ciągu subiektywnych godzin, płynących burzliwą rzeką naprzeciw spadającej istocie, spanikowany umysł przywoływał na pomoc każdą pozaświatową siłę, do której miał prawa. Strumień energii, rozpychający się w otwartych wrotach myślowej metakonstrukcji, jaśniał nieuniknionością następstwa zdarzeń. Dumna z niesionej w sobie krwi, która zasila przecież jednego z Namiestników, Zabójczyni zasłoniła się rękami, zamknęła oczy, tuż przed zderzeniem wyrwała się z kajdan rzeczywistości i...
Upadła boleśnie, po nieprzyjemnym przewrocie zakończyła motorykę na głuchym plaśnięciu czołem o mokrą płytę chodnikową. Coś tam chrupnęło po drodze, a przeraźliwy ból lewego ramienia potwierdzał przypuszczenie o złamaniu się kilku kości. Bolało zresztą całe ciało, każda komórka wyrażała niezadowolenie z wykradnięcia jej części energii życiowej. Najważniejsze jednak - przeżyła! Prędkie rozejrzenie się ukazało zdruzgotany kosz na śmieci, porozrzucanych przechodniów oraz niewielkie pęknięcia w podłożu, obficie oblane kończącym swe dzieło deszczem. Fala uderzeniowa nie była duża i na szczęście chyba nikt przez nią nie ucierpiał. Niedoszła ofiara grawitacji nadawała się wprawdzie do wizyty w szpitalu, ale i tak zwlokła się do pozycji stojącej i dalej, ku wejściu do wieżowca.
- Czy wszystko w porządku? - zapytał głos osoby, która, z niedowierzaniem i ostrożnością, zdecydowała się podejść do zaskakująco nie martwej dziewczyny.
Właśnie. Trzeba sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Wymamrotała coś takiego nie zważając zbytnio, czy ktokolwiek rozumiał co mówi. Sama zresztą niespecjalnie rozumiała. Ból głowy, potężny i powolny, wtłaczał się majestatycznie przez rozcięcie na czole. Nieważne to, musi przecież wrócić na górę, jak najprędzej. Prawdziwi bohaterowie wzlatują w takiej chwili w przestworza lub teleportują się na miejsce, ale Zabójczyni nie była bohaterką. Niczym nieumarła, człapiąc i krzywiąc się na wiszącą bezwładnie rękę, skierowała posuwiste, wilgotne kroki do windy.
Nie było potrzeby wyłamywać drzwi, czy nawet dyskutować o nich z komputerem. Zastała je otwarte. Wnętrze mieszkania wyglądało dokładnie tak, jak nie zdążyła we wcześniejszym pędzie zauważyć - rozbite drzwi od jej pokoju, przewrócona szafka, dziurawe okno. Tuż przy nim, zapatrzona w rozsłoneczniające się już niebo, milczała...
- Śpioszek? - padło ciche, zaniepokojone pytanie.
Odpowiedziała cisza. Następnie śmiech. Zupełnie nie taki, który znamy z opowieści o Władcach Mrocznych Mocy, czy też o Zupełnie Złych Indywiduach. To był krótki i szczery, niegłośny śmiech, zadowolony z samego faktu swojego istnienia.
- Namiastka zaledwie mocy, zamknięta w tak prostym ciele - wymówiła Śpioszek ciepłym, niespiesznym głosem. - Warto było czekać.
Dźwięki zaskoczenia, protestu, niedowierzania, rozpaczy nie zdążyły zaistnieć. Zdradliwe powietrze zacisnęło swą dłoń na szyi Zabójczyni z siłą imadła.
Istota o imieniu, z braku trafniejszego, Śpioszek postąpiła krok za okno, w tej jednej sekundzie bezlitośnie podporządkowując sobie grawitację. Nie raczyła nawet zerknąć za siebie, w oczy swojej, gasnącej chaotycznymi drgnięciami ciała, siostry. Odpłynęła w sobie znanym kierunku, jak gdyby nic wielkiego się nie stało. Śmierć, którą zostawiła za plecami, podobnie do tęczy, zwiastowała koniec i początek.
Tak oto trzecia brama została otwarta.