Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 18 sierpnia 2013

Druga studnia

Drzwi otworzyły się dość gwałtownie, ale bez nadmiernego hałasu. Wilczy wkroczył do niedużej salki, wyposażonej zaledwie w dwa krzesła, stolik i lampkę, która roztaczała nieco stłumione, białe światło, wkomponowujące się w niezauważane już przez nikogo, równomierne oświetlenie z sufitowych diod. Był to pokój przesłuchań w starym stylu, gdzie, jak chociażby w tej chwili, Kocur mógł spoglądać prosto w oczy Najwyższemu Mistrzowi Studni Oczyszczenia bez zbędnej aparatury weryfikującej, szyb zabezpieczających i kamer.
- Proszę to potraktować jako akt dobrej woli... - Kocur przerwał, by skinąć partnerowi na powitanie. Wiecznie spóźnialski, ale niezastąpiony. Umiejętność Wilczego do intuicyjnego manewrowania między swobodną pogawędką a brutalną inwigilacją była nie do przecenienia. Dobrze, że wreszcie się zjawił. - Nie chcemy niepotrzebnego zamieszania. Udział waszej grupy w tym niefortunnym zdarzeniu jest udowodniony.
Mistrz, podstarzały mężczyzna, ubrany jedynie w najprostsze, białe, płócienne ubranie oraz obwiązany togą w szlachetnym, szarym kolorze, skinął niespiesznie i uniósł dłoń.
- Mądre to słowa. Nie potrzeba dalszych cierpień w historii, która od cierpienia ma swój początek. Składam podziękowanie, w imieniu wszystkich moich braci i sióstr, za tak wielką dobroć.
- Żaden problem - wtrącił się Wilczy. - Liczymy w zamian na wyjaśnienia.
Zapadła krótka cisza. Chociaż, rzecz jasna, krótka tylko w technicznym jej ujęciu. Ciężar niewymiawianych emocji zdawał się zwiększać, dławić pozornie standardową, swobodną pogawędkę.
- Oczywiście. Niewiele z żyjących istot wie, iż na samym początku istnienia Studni Oczyszczenia nastąpił rozłam, bolesna niezgodność między zamiarami dwóch grup i metodami, których gotowe były użyć. Moi bracia i siostry to ludzie pokoju, których celem jest szerzyć ten pokój, wspomagać w odnalezieniu drogi do niego. Druga zaś studnia, jeśli mogę tak nazwać grupę naszych dalekich przyjaciół, nie wierzy w siłę człowieka do zmiany samego siebie. Cenią jedynie ludzkość w odległym etapie oświecenia i zrozumienia, ale zupełnie nie przejmują się jej teraźniejszym losem. Lepią nowe, lepsze istoty z gliny, podczas gdy my zachęcamy ową glinę, by kształtowała siebie samą. Taka siłowa metoda przynosi wiele ofiar... Nie każdy z żyjących jest obecnie gotów wznieść się ponad samego siebie.
Kocur i Wilczy popatrzyli po sobie, jak gdyby uruchomieni wspólnym sygnałem. Jeden wzruszył lekko ramionami, drugi zmarszczył brwi. Historia brzmiała prawdopodobnie, nawet filozoficzna otoczka okazała się przyjemna i zrozumiała. Temu zapewne Studia Oczyszczenia zawdzięczała rosnące grono zwolenników - tak cierpliwie i nieskomplikowanie dawkowana prawda o życiu mogła dotrzeć nawet do najbardziej zatwardziałych zapędzonych głów.
- Na czym dokładnie polega ta ich metoda? - rzucił Wilczy, nie unosząc spojrzenia, zajęty notowaniem. Używał elektronicznych długopisu i papieru, zużywanie cennych drzew na codzienną pracę prędko uruchamiało potępiający wzrok społeczeństwa, nie mówiąc już o bankructwie.
- Nie dane jest mi posiadać tę wiedzę. Nie chciałbym jej nawet posiadać. Wiem jedynie, że powoduje natychmiastową śmierć nieprzygotowanych.
- Powinniście taką wiedzę przekazywać policji - rzucił ostrym głosem Kocur.
- Prawo zabrania rzucania nieudowodnionych oskarżeń. Wydarzenie sprzed kilku dni było pierwszym, o którym wiem, gdy ową metodę zastosowano w praktyce.
Wilczy odłożył sprzęt na stolik, na którym wsparł się rękami.  Te gładkie i ułożone, wielce prawdopodobne wyjaśnienia, wcale go nie zadowalały. Sprawa rozwiązywała się sama z wystarczającą łatwością, by wątpić podwójnie w usłyszane zeznania.
- Kim jest ta dziewczyna? - zapytał spokojnie.
Odpowiedziała mu cisza. Mistrz wbił spojrzenie w blat stolika, jakby zakłopotany, może skruszony nawet.
- Kim jest ta dziewczyna? - powtórzył Wilczy cierpliwie.
- Nienawiść garstki ludzi do ich własnego gatunku. Oto, czym jest.
- Jak się nazywa? Gdzie mieszka, ile ma lat?
- Nienawiść nie posiada imienia, nie posiada domu. Jest zapewne tak stara, jak sam wszechświat.
Kocur westchnął głośno. - Czy naprawdę musimy zaciemniać sprawę zjawiskami nadprzyrodzonymi?
- Ależ skąd mamy wiedzieć, co jest właściwe temu światu? W laboratoriach jesteśmy już bliscy zaklęcia duszy w komputerze, a trudno nam uwierzyć, że prosta nienawiść może być żyjącą istotą?
Mistrz uśmiechnął się odrobinę. Wstał powolnym ruchem, wydobył zza rękawa togi zwiniętą karteczkę i umieścił ją na stoliku. - Na mnie już czas. Jeśli w przyszłości będę mógł w czymś pomóc, proszę się nie krępować.
- Naturalnie. Dziękujemy za pomoc - odparł Wilczy, ręką powstrzymując Kocura. Podejrzani nie zwykli samowolnie wychodzić z przesłuchania, ale nie dało się ukryć, że pula pytań została chwilowo wyczerpana.
- Wierzysz mu? - mruknął Kocur, gdy już zostali sami w pomieszczeniu.
- Nie kłamał - padła odpowiedź. - To jest właśnie najgorsze, że mówił prawdę, a przynajmniej taką, w którą sam wierzy. W tej sprawie siedzi coś więcej, niż zwykłe zabójstwo...