Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 9 czerwca 2013

Jedyna

Irytujące. Niczym szum w starym, kineskopowym telewizorze. Chropawe odczucie zszarzałej pamięci o tamtej nocy. Niczym rzeczywistość, palona strachem przed nieznaną siłą, transformująca się w popiół przy najlżejszej próbie kontaktu.

- Słucham zatem - odezwał się policjant wysilenie cierpliwym głosem. Nazywano go Kocur, o czym skwapliwie poinformował na wstępie. Osobiście zadzwonił do Lalki, po uprzednim upewnieniu się, że to faktycznie ona była jedyną, która niefortunny koncert sprzed dwóch dni opuściła na własnych nogach. Zaprosił na komisariat, do maleńkiej salki we wschodnim skrzydle ogromnego gmachu, centrali operacyjnej wielu mundurowych służb. Zaaferowanie starał się ukryć skwapliwymi grzecznościami. Nie szło mu to zbyt dobrze.
- Trafiłam tam przypadkiem. A właściwie to z premedytacją, ale spodziewałam się zupełnie innego koncertu. No ale, kiedy już weszłam do środka i zamknięto drzwi, nie dałam rady wyjść i zostałam. Nie zrobiłam chyba nic złego? - Lalka zakończyła wypowiedź lekko naburmuszoną minką. W końcu sama nawet jeszcze nie zdążyła zastanowić się nad swoimi przeżyciami, a tu już ktoś czegoś od niej chce.
- Nie, oczywiście. Po prostu... - Kocur zmarszczył brwi. Szczerość w stosunku do świadka była zwykle dobrym wyborem. No a dziewczę wyglądało na inteligentną, przytomną istotę. - Będę z panienką szczery. Spośród wszystkich obecnych na wspomnianym koncercie czterdzieści osób zmarło. Pozostałych trzydzieści siedem przebywa w szpitalach, w stanie ciężkiego szoku. Lekarze niespecjalnie wiedzą, co jest nie tak z ich pacjentami. - Zrobił pauzę, bacznie obserwując zmiany wyrazu twarzy Lalki. Nie ona była sprawczynią tego bałaganu, miał pewność. Nie miał natomiast nawet grama potwierdzenia swoich przeczuć. - Panienka jest naszą jedyną nadzieją na zrozumienie, co tam miało miejsce i kto odpowiada za te zbrodnie.
Lalka skuliła się. Rozedrganymi dłońmi złapała kant krótkiej spódniczki, którą założyła w przypływie półprzytomnej potrzeby niewymuszonej elegancji.
- Zmuszony jestem, dosłownie, błagać o pomoc - dorzucił Kocur poważnym głosem. W odpowiedzi usłyszał ciche pociągnięcie nosem. Na skraj stolika kapnęło coś mokrego. Czyżby przesadził z tą szczerością? Nie miał wprawy w rozmowach z delikatnymi i wrażliwymi jednostkami. Właściwie to nie miał wprawy w przesłuchaniach świadków. W akcie desperacji złapał za butelkę i nalał pełną szklankę wody, którą nieco gwałtownie podsunął w kierunku dziewczęcia.
- Przepraszam... - wydukała Lalka. - Uświadomiłam sobie, że leżałam tam, czekając aż wszystko się uspokoi, przykryta ciałami, które mogły być martwe... Albo może jeszcze nie były, może potrzebowały pomocy, a ja uciekłam jak głupia...
Padłyby zapewne dalsze, jakże ważkie dla śledztwa wyznania, gdyby nie nagle otwarte drzwi. W progu stanął młody mężczyzna, obrzucił wzrokiem zapłakaną dziewczynę i zmarniał na twarzy. Zamknął za sobą, podszedł do Kocura i bez szczególnego skrępowania walnął go w łeb.
- Coś ty jej zrobił?! - ryknął przyciszonym głosem. - Raz jeden się spóźniam, a ty mi świadka gnębisz! - Zwrócił się do Lalki i ukłonił grzecznie. - Jestem Wilczy. Proszę wybaczyć mojemu koledze, on potrafi sobie radzić tylko ze złoczyńcami.
- Bez przesady! Nic złego nie zrobiłem, nawet zaczęliśmy szczerze rozmawiać...! - zaprotestował Kocur, rozmasowując guza.
- Jak będziesz tak gburowaty, to nigdy nie znajdziesz żony - zaśmiał się Wilczy. - No, chyba, że taką niedelikatną paskudę.
Kłócili się tak jeszcze dobre kilka minut. Lalka, z początku zszokowana, prędko uśmiechnęła się i poczuła znacznie lepiej. No i oczywiście, otarłszy łzy i wysiorbawszy całą dostępną wodę, opowiedziała im wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami.

- Trudno mi aż dostatecznie wyrazić wdzięczność za pomoc. Być może teraz ta sprawa ruszy z miejsca. - Kocur odprowadził Lalkę na dół, do holu. Na ich widok z jednego z foteli dla oczekujących zerwało się kolejne dziewczę, podbiegło i ukłoniło nisko.
- Bardzo dziękuję za opiekę nad moją przyjaciółką! - wyrecytowała grzecznie Śpioszek. Kiedy uniosła spojrzenie, roztoczyła nieco zamartwiony, ciepły uśmiech, Kocur zamarł. Nieznane gorąco zapiekło go w uszy.
- T... Tak, oczywiście. Proszę na nią uważać - wyspecifykował w jakimś dziwnym języku, bez udziału świadomości. Popatrzył chwilę jak odchodziły. Jedna szepnęła drugiej coś do ucha, na co obie zerknęły za siebie i zachichotały. Zaraz potem zniknęły w obrotowych drzwiach wejściowych. Kocur podrapał się po głowie, westchnął ciężko i poczłapał ku windzie. Zrodzone przed chwilą, gorejące uczucie podpowiadało, że niejedno jeszcze przed nim spotkanie z Lalką i jej przyjaciółką.