Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 2 czerwca 2013

Początek

Bezkresny ocean niebios przelewał swoje istnienie na spaloną piętnem czerni ziemię. Kolejne pęknięcia, kolejne kolumny skażonej brudem wody przewiercały świat, rozpływały w szarości łąki i lasy, doliny i wzniesienia, domy zamieszkałe i opuszczone. Wszystko, co żywe, wszystko, co trwa miało zniknąć, utonąć we wszechmasie nowego stworzenia, w nowym porządku bytu, w umierającym uniwersum, które w agonii odnalazło dla siebie nowe bóstwo.
Ten świat już się skończył.
Spanikowani ludzie, komicznie bezradnymi ruchami, usiłowali pokonać fale, zwyciężyć nurt, zdobyć choć kilka jeszcze minut życia. Niczym bezrozumne owady, zaprogramowane na istnienie niezależnie od tego istnienia sensu, próbowali trwać. Nawet zwierzęta zrezygnowały już, jęcząc żałośnie poddawały się nieuniknionemu. Jedynie ludzie, głupi ludzie, chcieli żyć.

Mol wypuściła z objęć martwe ciało Róży. Zbyt późno przybyły, aby wyrwać nieprzytomną z objęć wody. Zbyt późno dla dziesiątek mieszkańców tego miasta, którzy, zastygli w cierpiących pozach, spali wiecznym snem tam, gdzie niedawno jeszcze pełno było życiodajnego tlenu. Dusząca szarość pochłonęła już budynki, skonsumowała drzewa. Ten świat już się skończył.
- ... - nie powiedziała Zabójczyni. Zrezygnowała w połowie zamiaru, sparaliżowana brakiem odpowiednich słów. Tuż za nią coś plusnęło, coś zabulgotało gwałtownie. Spojrzała. Ostrze miecza, dzierżonego przez Złośnicę, opuszczało właśnie klatkę piersiową Uparciucha. Zabrakło dźwięków. Nawet krew umknęła atencji, zakryta prędko brudem i wilgocią. - Ależ wy jesteście niedelikatne - wydusiła jedyne, co przyszło jej do głowy. Zamknęła oczy. Poczuła czyjąś dłoń na czole, a potem już...

Króliczek przeżył, oczywiście. Wyrwany z drzemki nieprzyjemnymi przeczuciami, a potem gwałtownym atakiem wody, przylgnął do pustej skrzynki, która podpłynęła akurat, i struchlał. Wypłynął tak z domu Śpioszka, cudem ominął przeszkody i co silniejsze prądy. Ocknął się i zbadał aktualny stan rzeczywistości dopiero, gdy jego dzielna skrzynka stuknęła w plecy Złośnicy. Prędkim ruchem skoczył na ramię, przyjął bardzo stabilną pozycję i struchlał ponownie.
Mol zbadała wzrokiem metaforyczny cień, który czaił się na oczach niedoszłej ofiary amatorskiego wampiryzmu.
- Nie musiałaś tego robić, ja mogłam...
- Możesz oszczędzać siły na wydostanie nas z tej tragedii - ucięła twardo Złośnica. Mechanicznym ruchem pogłaskała mokre futro, które nagle wyrosło jej na ramieniu. W dalszym ciągu czuła na sobie spojrzenie.
- Może część tego cholerstwa jeszcze we mnie siedzi! - wybuchła. - Może nie mam już siły na subtelności! Może jestem taka sama, jak...!
Słony, brudny, mokry i nagły pocałunek zamknął jej usta. Nie trwał zresztą długo. Mol, czerwona na policzkach, spróbowała się uśmiechnąć.
- Wydostanę nas stąd - oznajmiła ze spokojem. Odpłynęła kawałek i utkwiła wzrok w gwiazdy. Czuła się jak wtedy, ostatnia żywa na polu, na którym rozegrała się bitwa o jej świat. Przez taflę nierealnego nieba prześwitywały gwiazdy. Gdzieś, na którejś z nich, wiele czasów i przestrzeni dalej, Śpioszek walczyła o przyszłość. Gdzieś tam, wiele czasów i przestrzeni dalej, Zabójczyni i Uparciuch budziły się właśnie w nowym świecie. Gdzieś tam, w dowolnych czasie i przestrzeni, Nienawiść kontynuowała swe niepowstrzymane istnienie. Gdzieś, daleko i blisko, nieznane istoty rozporządzały naturą wszechrzeczy.
Wszystko było na swoim miejscu.

Nieprzeliczalnie blisko, nieokreślalnie niedługo, nienazwany byt otworzył oczy. Ujrzał, jak podrzędna bogini rozrywa układ praw, jak otwiera wrota pomiędzy światami. Uśmiechnął się.