Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 12 maja 2013

Pęd

Codzienność była często niczym smuga maźniętej dłonią farby. Pędził czas, a wraz z nim życie, nade wszystko przerażone byciem pozostawionym w tyle. Władający ziemią i niebem, zarozumiali i dumni, przekonani o swojej ważności, ludzie gnali przed siebie przesiąknięci wspólnym, podświadomym wytłumaczeniem, że znają swój cel, swój sens życia. Cywilizacja, która dźwignęła się z marazmu i złudzeń, zachwycającymi technologiami uczyniła istnienie przyjemnym, nowymi prawami bezpiecznym, rosła na zgliszczach niechlubnej przeszłości. To były nowe czasy. To były lepsze czasy.
Tak naprawdę nie zmieniło się wiele. Nowa architektura i planowanie miast gwarantowały każdemu dach nad głową, zaawansowane systemy zabezpieczeń również spokojny sen. Wciąż jednak biedni i bezdomni wypełniali przedmieścia i mniej uczęszczane podwórza. Deklaracja promowania rozwoju zapewniała wysoki poziom edukacji dla każdego, wraz z właściwym przygotowaniem do wymarzonego zawodu. Cóż z tego, jeśli uprawnieni byli tylko regularnie płacący, wysokie dość, składki na dobro publiczne, dawniej znane pod nazwą podatki? Nigdy dotąd różnica między bogatymi a ubogimi nie była tak jaskrawa, tak ilościowo przytłaczająca. W nowych czasach lepiej żyło się tym, których było na to stać. Dla pozostałych nie zmieniło się wiele.
Rodzice Lalki nie należeli do zamożnej części społeczeństwa. Po mniej lub bardziej obowiązkowych wpłatach na rzecz państwa i miasta niewiele zostawało na codzienne potrzeby. O przyjemnościach, próżnych zaletach współczesności, nie było właściwie mowy. Radość z postępu była tylko dla wybranych. Lalce nie przeszkadzało to szczególnie, nauczyła się nie pędzić za rzeczami, które nie są jej przeznaczone. Właściwie to nie pędziła wcale, niejako w opozycji do społeczeństwa istniała powoli i spokojnie. Wraz ze Śpioszkiem czuły się z tym dobrze i pęczniały dumą, że nie płyną bezwolnie z głównym nurtem rzeczywistości.
Nic dziwnego zatem, iż na widok odzianego w prosty, skromny strój z białego płótna młodego chłopaka, który, z łagodnym uśmiechem na obliczu, stał tuż przed wejściem do supermarketu spożywczego i wręczał przechodniom ulotki, Lalka zwolniła kroku. Zdarzało się to czasami, wiele przecież istniało stowarzyszeń, sekt, fundacji, promujących przeróżne sposoby na życie. Ich wysłańcy napotykali zwykle ścianę obojętności. Mało kto otrzymywał broszurę, bo w tym celu trzeba by się zatrzymać i człowieka wysłuchać. Papier występował już tylko jako produkt syntetyczny, droższy nieco niż klasyczny, z drewna. Koszty produkcji powstrzymywały skromne finansowo organizacje przed rozdawaniem swoich prawd masowo. Tym większe zdziwienie w tej sytuacji - chłopak nie krępował się zupełnie i nie ograniczał nikomu dostępu. U jego stóp, bosych zresztą, tkwiła torba, z której wyglądały kolejne pęki drukowanych prawd.
Lalka nie wytrzymała. Podeszła bliżej, uśmiechnęła się nieśmiało. Zapytała o czym to wszystko, po co i dlaczego.
- Nazywamy się Studnią Oczyszczenia, w służbie naszej błogosławionej bogini, której wcielenie zaszczyca nas swoją obecnością teraz właśnie, w tej epoce. - Chłopak uśmiechał się naprawdę pięknie, bez cienia wysiłku. Łagodność miał wpisaną w każdy ruch, w każde słowo.
- Dlaczego Studnia Oczyszczenia? - zapytała Lalka grzecznie.
- Wierzymy, że w każdym człowieku drzemie wiele złego. Pokonanie tego zła wymaga rzucenia się w otchłań, by doznać oczyszczenia, a potem niczym po ścianach studni, nie bacząc na związane z tym cierpienia, dotarcia na powierzchnię jako zupełnie nowa istota.
- To brzmi... typowo.
Chłopak zaśmiał się i wręczył swojej rozmówczyni ulotkę. - Prawda nie musi być nietypowa, by być prawdą. Proszę, przyjdź do nas i zobacz własnymi oczami jak niewiele warte są moje słowa w obliczu tej prawdy.
Lalka podziękowała, przyjęła. Mogłaby zacząć kolekcję takich. Swobodnym krokiem, usuwając się z drogi co bardziej zapędzonym, wkroczyła do supermarketu w poszukiwaniu smacznych i pożywnych promocji.
Kiedy wychodziła, ponad dwie godziny później, ubranego na biało chłopaka już nie było. Niekończący się strumień ludzkich istot skwapliwie wchłonął kolejny skrawek chodnika.