Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


wtorek, 9 kwietnia 2013

Klątwa Czupryny, część trzecia

Przeszywający ciało impuls, niczym dźwięk słyszalny przez nieliczne tylko istoty, rozpłynął się po okolicy. Podobnie do królika, który pomny zagrożenia staje na tylnych łapkach i, wyprostowany, zbiera niesłyszalne i niewidzialne sygnały z otoczenia, uniosła Śpioszek głowę i struchlała. Krzywiąca się od poparzeń, przyprószona popiołem Uparciuch, która, odpocząwszy nieco, wracała powoli do pełni sił, spojrzała zdziwiona. Lokalna specjalistka od herbatek nie słynęła z nagłych reakcji. To musiało być coś ważnego. To było coś ważnego.
Wieczorna mgła, która rozsnuła się nad zabudowaniami niczym reinkarnacja gorącego dymu, przywodziła na myśl bezkresną kurtynę. Wrony zamilkły. Wiatrem gnany szum pól i lasu milczał.
Po nagle rozognionych policzkach Śpioszka spłynęło kilka łez. Potem kolejne. Reakcja na śmierć Kocura miała naturę wręcz fizjologiczną, uruchomiona niezrozumiale przekonaną o swojej racji intuicją. Zupełnie jak wtedy, pośród zdruzgotanych ozdób szkolnego festiwalu, świadomość odpływała, a usta rozpoczęły cichą recytację słów, które posiadały moc rekonstrukcji rzeczywistości. Tym razem jednak było coś jeszcze, element nowy, niezgodny z ustalonym schematem. Szarpał błogą niemoc, pazurzastą bolesnością wygrzebywał się z otchłani, zapieczętowanej skazanymi na śmierć nadziejami, ku teraźniejszości, której umknąć nie sposób.
- Druga... brama... - powiedziała słabym głosem, usilnie przerywając inkantację, walcząc z odpływającą przytomnością. Nie upadła, przytrzymana przez silne ręce.
- Musimy iść. - Uparciuch pociągnęła ją ze sobą, walcząc z wciąż obolałym ciałem. Krok za krokiem, powoli, skierowały się ku dalekiemu krańcowi miasteczka, odprowadzone przez zdumione spojrzenia garstki osób, które pozostały na miejscu, zbyt przerażone widzianą niedawno wampirzycą, by wybrać ucieczkę w przestworza wszechobecnej mgły.
Zostawiły za sobą ostatnie domy, gdy ciszę rozerwał krzyk, straszliwy w swym złączeniu wściekłości i rozpaczy. Zaraz po nim, nie czekając na czyjąkolwiek reakcję, odgłos nieprzyjemnie cielesny, przywodzący na myśl rozdzieraną skórę i łamane kości, wypełnił okolicę. Uparciuch, zmęczona bardziej niż by tego w tej chwili pragnęła, spróbowała przyspieszyć kroku. Jeszcze tylko chwila, zaraz będą na miejscu...
Zataczająca się, półprzytomna, gorączkująca Śpioszek nagle zelżała. Czyjeś ręce przejęły nieco ciężaru. Z szarości wieczoru wyłoniła się Zabójczyni.
- Twój rycerski duch walki nie daje rady? - zagaiła z uśmiechem, który spoważniał bardzo prędko, jeszcze zanim padła odpowiedź. - Ta zaczupryniona idiotka otworzyła drugą bramę, prawda? Mam nieprzyjemne przeczucie, że wiem jak to zrobiła...
Uparciuch nie odpowiedziała. Domyślała się przyczyn równie skutecznie, ale myślenie o nich zakłócało tylko koncentrację na wyzwaniach bieżącej chwili.
Silny podmuch wiatru uderzył nieoczekiwanie, rozwiał podobną do płynnego popiołu mgłę, ukazał spojrzeniom naturę rzeczy. Porzucone niczym niepotrzebna nikomu lalka, ciało Złośnicy leżało bezwładnie za ziemi, tuż obok częściowo zwęglonych zwłok Kocura. Z jej szyi, w połowie zaczernionej, zaszkarłatowionej, rozszarpanej czyimiś zębami, strużka krwi rozlewała się cienką, chaotyczną linią, wsiąkając w rozmokłą glebę, wyznaczając drogę, którą podążyć winny umarłe istoty. Nad nią zaś toczyła się bitwa. Mol stała wyprostowana, z wyciągniętą przed siebie dłonią, ze skupionym, acz przeoranym sugestią bólu, wyrazem twarzy. Przed nią, jak za niewidzialną barierą, około metr nad ziemią, unosiła się Czupryna. Właściwie tylko po figurze można było przypuszczać, że to właśnie ona. Osnuta w nieprzyjemnie kłębiący się, czarny dym. Palce wydłużone, zaostrzone, którymi uderzała z zapamiętaniem w ową barierę, próbując wściekle przedostać się na drugą jej stronę. Najgorsza była twarz. Rozmazana jakby, rysy gwałtownie drgały, chwilami ukazując zupełnie inne, obce osoby. Dwa zupełnie czarne koła zajmowały miejsce oczu, a usta wykrzywione były w uśmiechu zbyt szerokim na możliwości zwykłych ludzi. Jedynie czupryna na głowie pozostała nietknięta, choć jej fragmenty falowały z wolna, niczym zanurzone w wodzie.
- Musicie zająć ją na kilka chwil - rzuciła napiętym głosem Mol, nawet się nie odwracając. Sobie znanym sposobem wyczuła, że nie jest sama.
- Wiedziałam, że to powiesz - mruknęła Zabójczyni. Stawała już kiedyś do walki z Nienawiścią i były to chwile jej życia, o których wolałaby zapomnieć. Odetchnęła powoli i zerknęła na swoją siostrę. Śpioszek, przerywając dla zaczerpnięcia powietrza, recytowała monotonną inkantację. Trzęsła się przy tym, pociła mocno. Nagła gorączka pożarła ją w całości, wypromieniowując ciepło z każdego fragmentu skóry. Wyglądała, jakby miała wkrótce umrzeć, chociaż nie było ku temu jasnego powodu.
Uparciuch powolnym ruchem zsunęła rozgorączkowaną rękę z szyi i sięgnęła po miecz, niezmiennie tkwiący w pokrowcu przytroczonym do pasa. Popatrzyła wyczekująco. Nie miały przecież żadnego innego wyjścia z tej sytuacji. Zabójczyni potaknęła. Delikatnie usadziła siostrzyczkę na ziemi. Sięgnęła pod spódnicę i w jej dłoniach pojawiły się dwa, nieco zakrzywione, noże.
Mol opuściła rękę. Uwolniony, ogłuszający ryk, niczym wycie setek basowych, kruszących rzeczywistość trąb, obwieścił początek piekła.


Bardzo starając się nie zwracać uwagi na odgłosy nierównej walki, Mol uklękła przy Śpioszku, dysząc ciężko. Wytworzenie tak nieprzenikalnej ściany stanowiło ogromne obciążenie dla tego prostego, śmiertelnego przecież, ciała. Z tego być może powodu, częściowo też kierowana pośpiechem i tłumionymi w sercu emocjami, wymierzyła półżywej dziewczynie policzek. Jedynym, co potrzebowała, to kilka sekund jej uwagi.
- Nie zdołasz zakończyć swojego zaklęcia. Stworzyłaś nowy świat, ale nie możesz wymazać tego. Jeszcze nie teraz. Dlatego przeniosę cię tam samą. Musisz się spieszyć. Nie powstrzymamy jej na długo. - Wyrzuciła z siebie to, co najważniejsze, usilnie przeszukując myśli na wypadek, gdyby o czymś zapomniała. Poczuła, jak Śpioszkowa dłoń łapie jej rękaw.
- Nie pozwól, by ktokolwiek... by ktokolwiek zginął...
Zza potoku łez nie było już widać pięknych, wypełnionych ciepłem, oczu.
- Nie pozwolę - odrzekła Mol.
Śpioszek zniknęła.