Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Klątwa Czupryny, część druga

Kocurem miotała niepewność. Wiele czasu minęło nim natrafił na odpowiedni trop, który przywiódł go tu, do zapomnianego miasteczka pośród bezkresnych pól i lasów. Tląca się jeszcze nadzieja, nieczęsto karmiona, z desperacją umierającego popychała do działania.
Pytał więc, węszył, ciągał za języki i wkradał się w łaski. Posada nauczyciela stanowiła znakomity pretekst do wciskania nosa w cudze sprawy i odgrzebywania dawno w kopce wciśniętych historii. W krótkim dość czasie poznał wszystkich mieszkańców z wielkiego bliska. Wiedział, że Pani Kapitan rodzice spłonęli w pożarze domu, którego osmalone, kamienne resztki zarastają mchem niedaleko budynku szkoły. Półgłosem zdradzono mu opowieść o chłopcu, co to obsypywał popiołem wszystkie dziewczęta, zapowiadając krzykiem nadchodzącą zagładę. Widział własnymi oczami wełnianą kukłę, z którą pani Kłębek urządza pogawędki, uosabiając ze swoim zmarłym małżonkiem.
Jako ostatnią poznał tajemnicę starego domu w lesie oraz strachu tutejszych przed ciemnością. Przeczuwał koniec poszukiwań.


Siedzieli w trójkę przy stole, zatopieni w rozmyślaniach i zastygli w wyczekiwaniu. Mol milcząco układała sobie w głowie okruchy teraźniejszości, nieco rozkojarzona absolutną pustką, jaka biła ze znudzonego oblicza Złośnicy. Ta z kolei uskuteczniała bierne zawalanie swą osobą dwóch krzeseł i popatrywanie na Kocura, który wyraźnie padł ofiarą potężnej rozterki. Puszczenie tej wampirzycy samej, czy to na pewno był dobry pomysł? Co będzie, jeśli cel jego poszukiwań jest w tamtym domu, a ona zniszczy, zaprzepaści szansę? Zbyt późno już na powrót, na zmianę wybranej drogi.
Ogniste wydarzenia w niewielkim stopniu zaznaczyły swą obecność w domu Śpioszka, usadzonym na dalekim skraju miasteczka. Dopiero prędkie kroki, odgłos kojarzący się z łkaniem, zburzyły ciszę wieczoru. Kocur wstał dość gwałtownie.
- Zaczekajcie tu, sprawdzę czy wszystko w porządku - rzucił. Jedna potaknęła, druga wzruszyła ramionami. Cóż złego miałoby się dziać w takim miejscu, o takiej porze?
Wyszedł, wybiegł właściwie, na podwórze osnute szarawą mgłą, którą po chwili ledwie zidentyfikował jako dym. Skąd on, co wydarzyło się przez minione ledwie godziny? Podbiegł w kierunku odgłosów słyszanych wcześniej. Było dość ciemno. Niewiele latarni i lampionów sięgało światłem w tę okolicę. Odległe pokrzykiwania wron zakłócały ciszę.
Ujrzał ją w momencie, gdy upadła na ziemię. Mała, zaniedbana, zakrwawiona i znacząco poturbowana dziewczynka. Bez zawahania znalazł się przy niej, podniósł na nogi i odgarnął brudne włosy z twarzy.
- Poduszka...! - wydusił. - A więc tu byłaś cały ten czas.
Zwężone źrenice popatrywały na niego bez oznak zrozumienia. Kocur się tym nie przejął. Przytulił małą istotę.
- Odsuń się od niej. - Głos wypełniony w równej mierze siłą, co zmęczeniem, przerwał zasłony snującej się, wieczornej ciszy. Nawet położony blisko las milczał. Wrony zamilkły. Być może znalazły sobie ofiarę, która zapełni ich gardła? Czupryna przeszła jeszcze kilka kroków i stanęła tuż obok rozgrywającej się właśnie, groteskowej sceny. Ściskany w dłoni sztylet drgnął, niczym łakomy mordu drapieżnik.
- Nie... nie rozumiesz! To jest moja siostra! Szukałem jej tak długo...! - Kocur wybuchł, wysypał z siebie tłumaczenia, wyraźnie przekonany o ich słuszności. Popchnął dziewczynkę za siebie, zasłonił ją. Chciał powiedzieć coś jeszcze, być może deklarować chęć obrony. Zbyt późno już na to. Czas uciekał nieubłaganie, oddalał się, zdegustowany rzeczywistością, którą zmuszony jest oglądać. Ostrze małego nożyka rozdarło plecy, co to za tarczę służyć miały, wprost ku sercu. Kocur opadł na kolana. Krew buchnęła z rany niczym pęd nowego życia, ale tylko na chwilę. Dziewczynka przylgnęła ustami, łapczywie połykając, nieprzyjemnie dosłownym mlaskaniem wchłaniając siłę do życia. Nawet, gdy drżące od bólu, stękające w agonii ciało osunęło się na ziemię, spijała dalej, przycupnięta niczym wygłodniałe zwierzę. Czupryna nie czekała dłużej. Cięła zapamiętale, ruch za ruchem zmuszała wymęczone mięśnie do morderczych zamachów. Przestała dopiero, gdy żar gwałtownych płomieni odepchnął ją na bok.
Osunęła się bezwładnie. Dosyć już. Zabiła wszystkie. Jej kości, jej skóra krzyczały z bólu. Płaty zakrzepłej i plamy świeżej krwi otumaniały zapachem, wykrzywiały smakiem. Klęczała bez ruchu, pustym wzrokiem gapiąc się na przypalone zwłoki Kocura. Ciekawe, czy Czaszka będzie z niej dumna. Dokonało się przecież wszystko, czego pragnęła.
Nie. Jeszcze nie dosyć.
Kilka kroków dalej, zasłonięte mgłą, czyjeś palce zwinęły się w pięść.