Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 10 marca 2013

Klątwa Czupryny, część pierwsza

Krew i popiół.

Spomiędzy zduszonych, ale wciąż obecnych, płomieni, przez wyrwę, którą Uparciuch sporządziła wcześniej desperackim kopniakiem w ścianie budynku, wyłoniła się z wolna, niepewnie, drobna istota. Mała dziewczynka o długich, mocno przybrudzonych włosach, ubrana w połataną i pozaszywaną, starą sukienkę, zakrywała dłońmi oczy. Cała jej filigranowa figura dygotała wyraźnie, spod palców dało się zobaczyć usmoloną twarz, poznaczoną korytami świeżych łez. Oddychała prędko. Wykrzywiała usta w grymasie bólu. Uważne spojrzenie mogło wychwycić siniaki i rozcięcia na odsłoniętych fragmentach ciała.
Scena była zbyt nagła i krótka, by ktokolwiek zdołał zareagować. Za dziewczynką coś się poruszyło, w ciemności wieczoru i za blaskiem dogasających płomieni był ktoś jeszcze. Okrwawiona dłoń, ściskająca pokryty krwią, okazały sztylet, powędrowała z cienia prosto do szyi małej istoty, która nie miała szans na obronę. Ostrze przerwało skórę. W towarzystwie nieprzyjemnego dźwięku rozrywanych tkanek wtopiło się głęboko w gardło. Słyszalne wcielenie cierpienia, straszliwy krzyk, który miał rozbrzmieć w uszach i umysłach wszystkich obserwatorów tej sceny, ugrzązł we wzbierającym potoku krwi, bulgocząc i bryzgając gwałcił zmysł wzroku zamiast słuchu. A kiedy już sądzić by można, że okrucieństwo zakończyło przedstawienie, dziewczynkę otoczyły płomienie tak jasne, gwałtowne i potężne, iż okoliczne zgliszcza podchwyciły go, rozpalały się na nowo. Samospalenie, gniewny zamach natury na wampirzą długowieczność, dokonało się przy akompaniamencie wrzasków przerażenia i tupotu kroków ludzi, uciekających biegiem we wszystkich kierunkach, byle dalej od tego miejsca.
Szczęśliwi ci, co uciekli. Nie musieli widzieć osoby, która wyłoniła się z cienia, rozdeptując dogasające, otoczone popiołem, szczątki.
Czupryna odziana była w szkarłat. Miejscami zastygły, częściowo płynący, oblekał porwaną sukienkę, obklejał odsłonięte części ciała. Zakrywał dłonie, włosy, usta. Wymieszany z brudem i trupim prochem, dymił powolnymi, gęstymi, szarymi smugami. Spod niego wyzierały rany, rozcięcia i stłuczenia, wspomnienia bezlitosnej walki. Rękę, która ściskała sztylet, miała mocno poparzoną. Szeroko otwartymi oczami wodziła wokół, zahipnotyzowanym jakby wzrokiem lustrowała pozostałe na miejscu osoby. Rozwarte dla ciężkiego, zmęczonego oddechu usta odsłaniały wydłużone kły.
- W...Wampir! Ona jest wampirem! - rozległy się przestraszone, drżące głosy.
- Ona nie boi się światła! - dołączyły do nich inne, przerażone bardziej jeszcze faktem, który oznajmiały.
Czupryna nie słuchała. Zignorowała ostrożne szurnięcia i szepty tych, którzy próbowali schować się gdzieś, uciec bez prowokowania stojącego przed nimi monstrum. Jej wzrok, krążąc po twarzach, przerwał wędrówkę na Śpioszku. Dwa spojrzenia spotkały się, splotły na chwilę.
- Jeszcze... jedna - wyszeptały zaplamione krwią usta. Odwróciła wzrok. Krzywiąc się z wysiłku, powolnym krokiem, odeszła ku dalszej części miasteczka.
Śpioszek trwała dalej, zastygnięta w spojrzeniu sprzed chwili. Ktoś coś do niej powiedział, ktoś potrząsnął ramieniem. To nie było ważne. Wspomnienie przeszywającego, pustego bólu, które wlało się jej niczym gorące, płynne żelazo, przez oczy do serca, nie pozwalało ruszyć z miejsca. Pojedyncza łza spłynęła po policzku.
Wejrzała w głąb cienia, w trzewia straszliwej klątwy, która za każdym swym objawieniem żądała więcej krwi, więcej cierpienia. Klątwy, którą własnoręcznie stworzyła.