Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 10 lutego 2013

Objawienia, część czwarta

Przyszłość zobaczyć jest łatwo.
Chwila po chwili wpływa nam w zasięg spojrzenia niczym spragnione uwagi dziewczę.
Uśmiecha się, wskazuje kierunek, ciągnie za rękę.
Płacze, gdy wszyscy, absolutnie wszyscy, omijają wzrokiem miejsce, gdzie stoi.


Kocur patrzył. Zupełnie jakby Złośnica urok jaki rzuciła, nie mógł oderwać od niej wzroku.
Sytuacja prędko przeradzała się w krępującą.
Mol z początku poczuła zaniepokojenie, metaliczny posmak ciężaru rzeczywistości. Potem zrobiło się jej niedobrze.
Znowu panowała cisza. Minuta za minutą czas wysączał krew z przyszłości i przelewał ją, niczym ołów, prosto w teraźniejszość. Tuż za granicą widzenia kłębiły się obrazy, niebyłe wspomnienia, echa wyborów dokonanych i nienarodzonych jeszcze.
Dopiero Śpioszek zburzyła bezgłos. Nieomal złoskotała się ze schodów na widok ukochanego. Bez cienia zawahania, bezgranicznie oddana przydzielonej sobie roli, podbiegła do Kocura i dygnęła.
- Dzień dobry - odparł prędko, a po kilku sekundach dopiero zdołał uwolnić spojrzenie od zaklęcia. Uśmiechnął się nawet. - Dzień dobry Śpioszku. Sporo dziś u ciebie gości.
- To moje przyjaciółki. Z bardzo daleka. Złośnica, Mol, Czupryna i Róża.
- Rozumiem. - Pomasował sobie szyję. Złośnica ani nie wyglądała, ani nie była lekka jak piórko. Spojrzenie jego wróciło do sprawczyni spektakularnego przywitania. - Czy my się na pewno nie znamy?
- Przed chwilą zostaliśmy sobie przedstawieni, głupku - Złośnica burknęła niechętnie. Chyba nadal wyrzucała sobie brak panowania nad emocjami. Serca, z nieznanych sobie powodów, wciąż nie zdołała uspokoić.
Kocur zrobił zakłopotaną minę. - Mógłbym przysiąc, że skądś...
- Może napijesz się z nami herbatki? - przerwała mocnym głosem, milcząca dotąd, Czupryna. Nawet nieco zbyt mocnym. Zabrzmiało to jak rozkaz. Podkreślony szerokim, wampirzym uśmiechem. Naprawdę trudno się takiemu oprzeć. Kocur usłuchał, wybrał sobie najbliższe krzesło i, na wpół przerażony, na wpół zaciekawiony, spojrzał na Śpioszka pytająco. W odpowiedzi znów otrzymał, tym razem uspokajający, uśmiech.
Kolejna, świeża porcja naparu, pochodzenia wyraźnie korzennego, trafiła na stolik. Usiedli wszyscy razem. Za oknem leniwymi krokami nadchodziło południe. Z rzadka przechodził ktoś nieopodal, niespiesznie i bez hałasu, w skupieniu nad własnymi interesami. Dało się za to słyszeć ptaki, szum listowia. Ciepłe, letnie światło upewniało w poczuciu bezpieczeństwa.
- Chciałabym dowiedzieć się czegoś o nocnych rozrywkach, które tu macie. Takich wśród pól i łąk - powiedziała Czupryna. Zdeterminowanym wzrokiem oraz nagłą rozmownością zapewniła sobie ciszę i uwagę obecnych.
- Skąd pomysł, że wiedziałbym coś o tym? - Kocur próbował się bronić.
- Jesteś nauczycielem, wiesz na pewno.
- Jakim cudem... No tak, na pewno Śpioszek wam o mnie opowiadała.
- Oczywiście, tak było - zapewniła go Czupryna. - Słucham więc.
Nie tylko ona słuchała. Dotąd zajęte swoimi sprawami, dziewczęta odkryły, że wcale chętnie również dowiedziałyby się czegoś o tym miejscu. Wspomnienia nocnej bieganiny, cichych kroków, szeptów, śmiechów powróciły z nową mocą.
Kocur westchnął ciężko.
- To jest krępująca sprawa. Niełatwo od miejscowych wydostać takie informacje. Mi samemu zajęło to dobrych kilka miesięcy. - Przerwał i powiódł wzrokiem po czterech nastoletnich pięknościach, jakże różnych od siebie. Zatrzymał się na właścicielce tego domu, wiele lat starszej od nich, niepozornie pięknej kobiecie, której, był o tym przekonany, miał zamiar poświęcić resztę życia. Teraz jednak... dziwne ukłucie w sercu zakłóciło pewność. Nagła wątpliwość zatruła czystość, klarowność postanowienia. Myśli, jeszcze podświadome, biegły nowym torem, bez żadnej kontroli. - Przynajmniej kilka dziesiątek wiosen temu żyła niedaleko stąd kobieta przedziwnej urody. Wydawała się nie starzeć zupełnie. Z roku na rok kwitnęła młodym pięknem, gdy dla ludzi w miasteczku czas bezlitosny był jak zawsze. Mieszkała w dużym, bogatym domu pośród lasu. Powiadają, że to spadek. Powiadają, że wiele skarbów kryła w pokojach. Nigdy tych wieści nie sprawdzono. - Upił łyk herbaty i kontynuował, przygnieciony pożądającymi spojrzeniami. - Miała ponoć trudny charakter, ale nigdy nikomu krzywdy nie wyrządziła. Prowadziła na parterze swojego domostwa szkołę dla młodych dziewcząt, o które dbała bardzo. Przyjmowała do siebie sieroty, pomagała tym uboższym. W końcu zaczęto mówić o tamtym domu jako o sierocińcu. Wszyscy byli zadowoleni. Znalazła sobie nawet ukochanego, cichego i statecznego miejscowego lekarza. Wtedy stało się coś strasznego...
Róża jęknęła cicho z zachwytu. Uwielbiała historie o życiowych perypetiach i chyba nie ona jedna, bo od zasłuchanego skupienia aż gęstniało powietrze. Czupryna swoim życzeniem zdecydowanie wyraziła potrzebę wszystkich.
- Ponoć w noc przed ślubem, jako wyraz pełni swojego uczucia, postanowiła wyznać ukochanemu prawdę o sobie - ciągnął Kocur. - Ukochany zaś nie przyjął tej wiedzy zbyt dobrze. Przyszła jego żona okazała się być... wampirem. Oczywiście wzburzył się wielce i jeszcze tej samej nocy objawienie spłynęło na większość mieszkańców. To były okrutne chwile. Daremne tłumaczenia, prośby, błagania. Dokonano niemal samosądu. Nasza bohaterka cudem wymknęła się, uciekła przed tłumem. Dotarła do domu zrozpaczona, rozbita zupełnie, skrzywdzona niesprawiedliwością. Postanowiła dokonać zemsty. Tej nocy, zanim gniewny lud przedarł się w głąb lasu, zmieniła wszystkie swoje podopieczne, wszystkie mieszkające z nią, młodziutkie dziewczęta w istoty żywiące się krwią. Potem zaś zniknęła bez śladu. Nigdy jej już nie widziano. - Zrobił dłuższą pauzę dla zwilżenia gardła. Zbliżał się koniec tej strasznej historii. - Oczywiście próbowano zająć się ofiarami całego zdarzenia, szukano sposobów odczynienia klątwy. Nienawiść była jednak zbyt silna. Ludzie nie potrafili widzieć w nich ofiar, którymi przecież były. Strach paraliżował nawet największe przejawy współczucia. W końcu całą grupkę niewinnych dziewczynek wygnano, wyrzucono z miasta. Znalazły schronienie w domu, do którego nikt już nie miał odwagi podchodzić. One same nie opuszczały go wcale. Przez dobrych kilka kolejnych lat okolica znów była spokojna, niektórzy zdążyli zapomnieć przykre wydarzenia. Okazuje się jednak, że zemsta bywa naprawdę potężnym uczuciem, że zdolna jest skonsumować swoje ofiary i zamienić w siłę, którą znów może uderzyć. Dziewczynki wróciły, pod osłoną nocy i z daleka od światła rozpoczęły brutalne ataki. Najczęściej kończyło się tylko na ranach, czasami ktoś znikał zupełnie. Miasteczko niespostrzeżenie okazało się być niemal odciętym od reszty świata. Z początku podejmowano próby walki, ucieczki. Na próżno. Dziesiątki ludzi, w tym wielu silnych mężczyzn, nie miało szans z atakującymi w mroku i ciszy, drobnymi istotami o nadludzkiej sile. W końcu zaakceptowano fakt, iż tylko w świetle można uniknąć niechybnej śmierci. Tak to trwa do dzisiaj.
Opowieść umilkła, wróciła cisza. Żadna jakoś nie potrafiła odpowiednio skomentować usłyszanej historii. Tkwiły na krzesłach, w bezruchu i w zamyśleniu.
- Dziękuję. - Zdławionym głosem Czupryna, jako jedyna, ucięła strumień przeszłości. Zupełnie nie przypominała teraz siebie samej, zwykle tajemniczo uśmiechniętej i zadowolonej z życia. Niewyjaśniony ciężar odbił się cieniem na jej oczach. Niespiesznym ruchem odsunęła krzesło i wstała. - Wiem już, co powinnam zrobić.
- Dokąd idziesz? - zapytała cicho Róża. Bardzo, bardzo bała się, że zna odpowiedź.
Odpowiedział jej wymuszony uśmiech. Taki, który wygląda jak pożegnanie.