Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 30 grudnia 2012

Stara baba

Siedziba straży okazała się być w całości drewnianym, wiekowym już z pewnością, parterowym budyneczkiem położonym blisko centrum miasta. Zawsze paliły się tam świece - na wypadek gdyby inne źródła świata zawiodły. Od razu po przekroczeniu poskrzypujących radośnie drzwi dało się wyczuć atmosferę zmęczenia, szeregów nieprzespanych nocy, ciągłego stresu. Galeria spojrzeń wymienianych nad kubkami odurzająco mocnej herbaty potwierdzała tylko te odczucia.
Wąski korytarz rozszerzał się na pokój wypełniony szerokimi stołami i zmęczonymi ludźmi. Nie tam jednak prowadził strażnik. Nieco w głębi, na lewo od zagraconej wnęki i nieco dalej od bardziej uczęszczanych pomieszczeń były drzwi. Nie miały na sobie napisów ani innych oznaczeń, ale najwyraźniej takowe nie były potrzebne.
Kolejne skrzypnięcie. Niewielka prycza wepchnięta gdzieś w kąt, stare biurko, dwa krzesła, jakaś szafka i pośrodku pomieszczenia ona - kobieta jakże nie pasująca do tego miejsca. Stała i czekała w pełnym rynsztunku - szczątkowym pancerzu, z długim mieczem przytroczonym do pasa i powagą wypisaną na twarzy. Mimo starszego wieku bez żadnych wątpliwości była tą samą osobą, która zasłynęła na festiwalu z przywdziania, zamiast uroczystego stroju, pełnej rycerskiej zbroi.
Uparciuch, bo tak ją nazwiemy, nie obdarzyła przybyłych uśmiechem. Skinieniem odprawiła eskortę, splotła ręce na piersiach i zlustrowała wzrokiem czwórkę dziewcząt.
- Nie wyglądacie na zwyczajnych podróżnych. Co was tu sprowadza? - odezwała się po dłuższej chwili. Miała głoś przepełniony siłą, ale tony zmęczenia nie mogły nie wpleść się w jego brzmienie.
Znacznie bardziej niż jeszcze godzinę temu skupiona i spokojna Mol zrobiła pół kroku do przodu. Widać już było, że ich klasowa koleżanka straciła o nich pamięć. Być może nigdy jej w tym świecie nie miała. Należało uważać na słowa.
- Proszę wybaczyć nam nagłe wtargnięcie i podejrzany wygląd. Nie mamy złych zamiarów. Szukamy osoby o imieniu Śpioszek.
- Skąd przybywacie?
Padło to najtrudniejsze pytanie. Cóż odpowiedzieć? Prawda raczej nie miała szans na akceptację, nie w tym miejscu i w tych okolicznościach.
Mol zamknęła na chwilę oczy. Reszta wstrzymała oddech.
- Dotarłyśmy tu z Nadrzecza.
- W takim razie... muszę pogratulować wytrwałości. To długa i niebezpieczna droga. - odrzekła swobodniejszym głosem Uparciuch przy akompaniamencie stłumionych westchnień ulgi. - Chętnie odpowiem na wszystkie pytania, zaprowadzę też do tej, której szukacie. Oczywiście w ciągu dnia. Teraz proponuję zaczerpnąć snu. W domu zgromadzeń jest kilka wolnych łóżek.
- Dziękujemy bardzo. - odparła Mol kłaniając się. Ich rozmówczyni stuknęła w drzwi, które natychmiast otwarły się. Strażnik był gotów eskortować gości.
- Jeszcze jedno. - Uparciuch wróciła do surowego tonu głosu. - Wasz miecz zostaje tutaj.
Złośnicę zmroziło w miejscu. Czupryna uśmiechnęła się lekko - na szczęście nikt nie zauważył uroków jej uzębienia.
- Czy to... konieczne? - Mol spróbowała uratować sytuację.
- Konieczne. W tym mieście tylko strażnicy mogą posiadać broń.
Róża przeczuwała kłopoty. Zerknęła na minę Złośnicy i przeraziła się bardziej jeszcze, niż gdyby ujrzała tam żądzę mordu.
- Nie oddam.
Na kilka sekund zrobiło się nieznośnie cicho. Mol westchnęła.
- Przepraszam, ale nie dosłyszałam. - mruknęła Uparciuch.
Złośnica odwróciła się powoli.
- Nie oddam mojego miecza. Jest mój.
- Nie potrzebuję praw własności do niego. Chcę go tylko przechować.
- Nie ma mowy.
- Nie ma w tej kwestii wyjątków.
- Nic mnie to nie obchodzi.
- Takie jest tu prawo.
- Sama je wymyśliłaś!
- Tak. Ktoś musiał.
- Nie i już.
- Zachowujesz się jak dziecko.
- Marudzisz jak stara baba.
Uparciuch miała wiele cierpliwości do osób próbujących zmieniać jej zdanie. Musiała mieć. W końcu była niekoronowaną Władczynią Uporu. Nieczęsto też znajdowała godnego przeciwnika. Teraz, przy tej krnąbrnej dziewczynie, odkrywała z zaskoczeniem, że jej pokłady wyrozumiałości są jednak skończone.
Uniosła lekko kącik ust. Jeśli miał to być uśmiech, to wyszedł przerażająco.
- Nie jestem starą babą.
Złośnica, jak zresztą jej imię wskazuje, miała właściwy potencjał do udziału w tej bitwie.
- Brzmisz jak stara baba.
- Ja jedynie...
Mol wypchnęła pozostałych za drzwi i zamykając pokój bąknęła, że ona to załatwi. Strażnik uśmiechał się pod nosem. Przystanął po drodze do wyjścia i szepnął coś do pozostałych. Nagłe zainteresowanie głosami dobiegającymi z pokoju pani kapitan rozbudziło wszystkich.
Po chwili, gdy już byli na zewnątrz, dało się słyszeć dochodzący z budynku potężny krzyk: "Masz natychmiast oddać ten miecz!!".