Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 9 grudnia 2012

Ciemność

Ogłuszający szelest traw zwiastował nadchodzącą noc. Wiatr zerwał się znienacka do ucieczki depcząc pola, gnąc drzewa, przeganiając ptactwo. Światło gęstniało, zlewało się w umierające skupiska niczym krople wody schnące na ścianach rzeczywistości.
Pośrodku wielkiego, wypełnionego wysoką, bladozieloną trawą pastwiska, w towarzystwie ekstatycznego poblasku zachodzącego słońca rozległ się krzyk.
- Moja rodzina nie była jakąś koniecznością!!
Róża dygotała ze złości. Załzawiona, złamana księżniczka w potarganej sukni i z okaleczoną twarzą zdobyła wreszcie okruch prawdy.
- Kim ty uważasz, że jesteś?! Kto dał ci prawo niszczenia komuś życia?!
Mol nie reagowała od razu. Siedziała i wydawała się zachowywać spokój. Oczywiście musiała wyjawić część tajemnic by wyjaśnić gdzie są i dlaczego. Wcale nie była z tego faktu zadowolona.
- Nie mam zamiaru uzasadniać swoich praw. Zrobiłam co było konieczne do walki z chorobą, która pochłania bóstwo tego świata. - odparła wreszcie surowym, ale opanowanym głosem. - Jak chciałabyś walczyć z istotą boską przejmując się każdą kolejną ofiarą?
W pierwszej chwili w Róży zagotowała się bezsilna wściekłość, silniejsza niż kiedykolwiek. Ochota na zemstę wezbrała, wypełniła drobne ciało... i w jednej chwili zniknęła. Westchnienie ulgi wypełniło ciszę w zastępstwie zamilkłego szumu wiatru. Pamięć, jak gdyby strażnik postawiony na ratunek przed przejściem ku ślepej nienawiści, przywiodła usłyszane w więzieniu słowa: "To wszystko nie była twoja wina...". Kochana Śpioszek dobrze wiedziała co wtedy powiedzieć.
- Żal mi cię. - uspokojona już Róża uśmiechnęła się wymuszenie. - Nie wiem o co próbujesz walczyć, ale z pewnością już przegrałaś. Ale teraz... - tak, na zbawienie mogła liczyć tylko nieustraszenie brnąc naprzód. - Jeszcze raz wyjaśnij mi gdzie jesteśmy i dlaczego.
Pozornie tak samo jak chwilę temu spokojna Mol z urażoną miną wpatrywała się w gasnące za horyzontem bezpieczeństwo. Za kilka chwil nadejdą kłopoty i póki co tylko ona o tym wiedziała.
Złośnica, która dotąd siedziała sobie z boku milcząc, uśmiechnęła się pod nosem. Dawno już nie słyszała by ktoś utarł nosa tej mądrali.
- Trafiłyśmy do czegoś w rodzaju zrekonstruowanego świata. - odpowiedziała Róży. - Zapewne dlatego, że Kocurowi się zmarło, a Śpioszek nie bardzo sobie z tym radzi. Teoretycznie jak musi za dużo cierpieć to beczy i po siedmiu dniach czegoś takiego świat się kończy. No ale widać ktoś tu jej nie docenił... - wskazała brodą zrywającego się właśnie z miejsca Mola. Ostatnie wspomnienie światła zniknęło gdzieś poza widnokręgiem, a wszędzie wokół zapadła zupełna cisza. Nawet wiatr zdawał się wstrzymać oddech.
- Obudźcie tę...
- Nie śpię. - zakomunikowała Czupryna. Leżała sobie wygodnie w trawie i gapiła się na gwiazdy. Wciąż była obolała po transformacji i po upadku z nieba (dosłownym). Zresztą rozbrzmiewały tu wcale ciekawe opowieści i nie było powodu ich przerywać. No ale teraz...
- Czujesz ich, prawda? - spytała poważnym głosem Mol. Właściwie to niemal zawsze miała poważny głos, ale tym razem dało się to wyjątkowo dobitnie zauważyć.
- Oczywiście. - odparła Czupryna zwlekając się do pozycji siedzącej i sadzając króliczka na swojej głowie. Był chyba nieco zszokowany wydarzeniami, bo nie protestował wcale. - Kłębią się przez las w naszym kierunku.
- Kto taki? - zainteresowała się Złośnica.
Gdzieś z oddali nadciągnął odgłos cichego śmiechu. Niczym zjawa ledwie słyszalne dźwięki prędkich kroków wyłoniły się z ciszy i, jak gdyby burzowa chmura, przykrywały pole kawałek o kawałku.
Czupryna uśmiechnęła się szeroko. Mimo ciemności widoczne były jej dłuższe niż u zwykłych ludzi, morderczo zaostrzone kły.
- Myślę, że w twojej nomenklaturze będą to Cholerni Krwiopijcy.