Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 11 listopada 2012

Rekonstrukcja, czyli Klątwa Kocura, część trzecia, ostatnia

Cienie nadejdą niczym echo zrodzone wśród zawirowań rzeczywistości. Nadciągną jak zaraza, ciche i bezlitosne rozerwą od wewnątrz serca, z których pochodzą.
Za późno już na ucieczkę, stracona jest szansa ocalenia.
Morze snów raz kolejny pochłonie świat, a wraz z nim ostatnie ostoje światła.
Nienawiść ponownie zwycięży.

Śpioszek oczywiście płakała. Bez udziału świadomości, niespiesznymi strumykami łez na policzkach realizowała wyrok na świecie, który przyniósł zbyt wiele cierpienia. Oczy jej spały, zakryte litościwymi powiekami, a usta...
Zabójczyni wyglądała na spanikowaną. W takiej sytuacji mogła tylko bronić siostry, ale też nie było to łatwe - jej samej nie miał kto obronić przed miażdżącym ciężarem chwili. Raz już była w podobnej sytuacji, młodziutka i zszokowana nie rozumiała co się stało, nie wiedziała czemu ich rodzice zniknęli, a je same zawieziono do dziwnego, starego domu pełnego zaniedbanych, wygłodniałych dzieciaków. Słuchała wtedy instynktu, broniła dostępu do siostrzyczki absolutnie każdemu. Teraz jednak instynkt milczał, serce huczało, a w głowie miała chaos.
- Ona coś mówi. - zauważyła nie zwracając się do nikogo właściwie. Nie wiedziała właściwie po co to mówi. Niczego nie była pewna poza chęcią skrycia się w ramionach pewnego pana, który leżał sobie akurat wygodnie w szpitalu.
Mol podeszła do Śpioszka zdecydowanym krokiem i, rzucając Zabójczyni uspokajające spojrzenie, przystawiła ucho bliżej poruszających się szeptem słów.
Zastygła tak na chwilę.
Przerażenie powolnym, leniwym strumieniem wlało się do jej umysłu wraz z każdym kolejnym słowem wypowiedzianym przez Śpioszka w języku, którego nie powinno się na tym świecie nigdy usłyszeć. Kuriozalne konstrukcje dźwięków i pauz między nimi, niespiesznie przesuwane z teraźniejszości w przeszłość, mogły oznaczać tylko jedno - coś, czego Mol nie przewidziała w najczarniejszym nawet ze scenariuszy. Rozwiązanie poza ramami dopuszczanymi przez świat, poza ustalonym przez ciąg wydarzeń końcem.
Cofnęła się gwałtownie, potknęła o krzesło, upadła siedzeniem na dywan tuż obok izolującej się od rzeczywistości Róży, która aż z wrażenia zaprzestała chlipania.
- Co ona...? - zaczęła pytanie, ale było już za późno. Za późno na pytania, na wyjścia z sytuacji, na pomysły. Za późno na ucieczkę.

Stało się bez ostrzeżenia i zbędnego patosu. Rzeczywistość wymazała wszelkie sugestie swego istnienia. Gwiazdy były przez chwilę bliżej niż zwykle. Potem nieskończenie gigantyczny ocean wskoczył w sam środek teraz i tutaj. Woda plusnęła, zdusiła, pochłonęła daleko, daleko w głębiny skrywanego mroku aż zaczęło się niebo, chmury pełne wiatru, pęd powietrza, ciężar prędkości.
Spadły z niebios niczym odrzucone dusze prosto na sam środek pięknie zielonej, ukwieconej łąki. Przerażone ptactwo rzuciło się do ucieczki ulatując z położonych dalej drzew - w ostatniej chwili przed potężnym hukiem, który przetoczył się od miejsca lądowania daleko poprzez krainę. Ziemia to zapewne jęknęła, niezadowolona z przyjęcia nieproszonych gości.
Odwrócona powierzchnia oceanu migotała jeszcze chwilę wśród chmur, puszczając oko schematyczności krajobrazu, by za chwilę rozproszyć się w niewidzenie niczym prędko zapomniany sen.
Z sali gimnastycznej, pokrwawionej podłogi, rozrzuconych mebli i rozbitej porcelany, uzbrojonych mężczyzn, porzuconej strzelby i trzech nieodwracalnie martwych ciał pozostało nic. Chyba, że liczyć Mola, Różę, Złośnicę i Czuprynę rozrzucone na trawie niczym zaspane uczestniczki szkolnego pikniku.
Świat beztrosko kontynuował kolejny, słoneczny dzień.