Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


sobota, 3 listopada 2012

Festiwal Krwi lub Klątwa Kocura, część pierwsza

Niczym książę na ratunek swej damie, niczym żądny przygód i sprawiedliwości zawadiaka typowy dla filmów płaszcza i szpady, wyskoczyła Zamaskowana ze swego miejsca. Wylądowała obok Chryzantemy, zdarła z siebie kapelusz i suknię. Powolnym ruchem wysunęła miecz z pochwy, która jakimś cudem pozostawała dotąd niewidocznie zawieszona na plecach. Ostrze zatrzymało się milimetry ledwie od szyi odzianego w biel dziewczęcia. Pokręcona zdobieniami maska spojrzała na Czaszkę.
- Odsuń się od niego. - zarządził rozogniony głos.
Lufy strzelb unisono skupiły się na dumnej, groźnej sylwetce Nieznajomej.
- Szkolny mundurek...? - stwierdziła widoczny fakt sugerowana autorka zamieszania. - A więc jesteś uczennicą tej szkoły. Bardzo dobrze. Chryzantemko, czy mogłabyś...? - Kocur został zdecydowanym ruchem złapany przez dwóch mundurowych. Czaszka wybrała najbliższe krzesło, rozsiadła się swobodnie i uśmiechnęła demonicznie.
- Z przyjemnością.
- Radzę się nie ruszać. - odparła na to Zamaskowana. Było już jednak za późno. Smuga bieli nieludzkim ruchem wymiotła się z bezpośredniego zasięgu stali i uderzyła w trzymającą miecz. Głuche, zduszone huknięcie wysłało bezbronne wobec tak wielkiej siły ciało na drugą stronę sali, taranując po drodze stoliki, krzesła, zastawy, lampki. Chryzantema zastygła z wyrzuconymi przed siebie rękoma. Śpioszek zakryła usta dłonią, nawet Zabójczyni wyglądała na zmartwioną. Czaszka zaklaskała z uznaniem.
Minęła przynajmniej minuta wypełniona ciszą i napiętym oczekiwaniem.
Wreszcie coś pod ścianą stuknęło, zgrzytnęło, ostatecznie spod sterty resztek wyposażenia wygrzebała się... Złośnica. Bez maski, która zapodziać się gdzieś musiała w wyniku uderzenia.
Niemal cała sala westchnęła aż ze zdziwienia, tylko dwie osoby z rezygnacją plasnęły się w czoło.
- Co ty tu robisz głupia?! - ryknął Kocur gdy tylko wygrzebał się z szoku.
- Ja też się cieszę, że cię widzę. - mruknęła Złośnica strzepując sobie fragment filiżanki z ramienia. - Cholerna małpa, szybka jest. - to już było w kierunku Chryzantemy, w skupieniu przygotowującej się właśnie do kolejnego skoku. Bez ostrzeżenia, niczym cielesny pocisk, wystrzeliła ku samotnej sylwetce czekającej tylko na następny taki, bezpośredni i przewidywalny już atak. Ostrze miecza tym razem nie tkwiło w miejscu. Płynnym ruchem zakreśliło łuk, na którego końcu, dokładnie w odpowiednim ułamku sekundy, znalazła się Chryzantema. Przy takiej prędkości nie było szans na unik. Krew chlusnęła niczym z fontanny, rozchlapując niknące w jednej chwili życie wokół. Bezwładne ciało mokrym dźwiękiem rozbiło się tuż pod Złośnicy nogami.
Czaszka zerwała się z miejsca.
- Pani... - dało się słyszeć bezsilny wobec zanikających sił głos. - ...będę czekać.
Potem nastąpiła kolejna minuta wypełniona ciszą.
Dalsze umierające słowa nie padły, nie w tym świecie przynajmniej.
- Czy możemy zakończyć już ten twój festiwal? - zapytała grzecznie Złośnica robiąc dwa kroki w tył, byle wydostać się z kałuży krwi.
Czaszka nie odpowiedziała. Wzrok jej przepełniony był niemożliwą do ubrania w słowa wściekłością. Tym właśnie wzrokiem powiodła po swoich koleżankach siedzących przy stolikach. Chyba się pomyliła. Ten cały Kocur nie był wart aż takich poświęceń.
- Czupryna, pozwól na chwilę. - powiedziała już spokojnie, jakby zwyczajnie była w szkole. Niezobowiązującej codzienności zawsze miała w niedostatku.
- Znaczy się, że ja..? - drobna figura wezwanej skuliła się na krześle. Nieufne spojrzenie popatrywało znad kolan.
- Oczywiście, że ty. Chodź tu proszę. Nie zrobię ci przecież krzywdy.
- No... - Czupryna wzięła króliczka na ręce i wstała powoli. - No dobrze. - Niespiesznie przedreptała między ocalałymi stolikami, zatrzymała się tuż obok Czaszki i postarała uśmiechnąć. - Chyba niezbyt ci to wyszło.
Odpowiedziało jej ciężkie westchnienie. - Jak widzisz. Czy nadal mogę liczyć na twoją pomoc?
- Od początku powinnaś z niej skorzystać. - uśmiech Czupryny poszerzył się ostrożnie. Odłożyła króliczka na pobliski stolik, nakazując mu palcem siedzieć tam i się nie ruszać. Opuściła nieco zamek błyskawiczny swojego kostiumu, odchyliła wysoki kołnierz i przekrzywiła głowę na bok. - Tylko bądź delikatna.
Nikt nawet nie zaprotestował, gdy Czaszka wbijała zęby w podarowaną jej tętnicę szyjną. Wszyscy obecni jak zahipnotyzowani wpatrywali się w ten zupełnie niezrozumiały, zwyrodniały akt poświęcenia. Na krótką chwilę pozostałości po Festiwalu Herbaty wypełniły odgłosy przełykania - niepowtarzalne i tak bezpośrednie, jak dawne są rytuały oparte na świeżej, przepełnionej mocą życia krwi.
Ostatecznie drżąc i oddychając pospiesznie ciało Czupryny osunęło się na dywan. Natychmiast niemal straciła przytomność. Nieznanym sposobem rana zasklepiła się błyskawicznie, nie zezwalając na krwotok.
Czaszka jęknęła z rozkoszą i oblizała się. Skóra na całym jej ciele napięła się tak mocno, że przez suknię nawet widać było stwardniałe do granic możliwości sutki. Dreszcze nie ustawały.
- Co ty... - pierwszy odzyskał głos Kocur. - Coś ty zrobiła?
- Czyżbyś się martwił o drogą uczennicę? - zwróciła na niego swoje gorejące spojrzenie.
- Jeśli zrobiłaś jej krzywdę, to ja...
- Chryzantema też była twoją uczennicą. - ton głosu Czaszki przeszedł nagle z zadowolonego na zimny i bezlitosny. - O nią się nie martwisz?
- To jest zupełnie inna kwestia...
- Gdyby nie ta twoja nałożnica mielibyśmy już to wszystko z głowy. Nikt by nie musiał umierać. - nie powstrzymywała już złości. Teraz jej wszystko jedno. Przynajmniej na koniec pokaże im czego są warci. A potem... Tak, potem znowu zobaczy Chryzantemę.
- Przecież to ona mnie zaatakowała! - Złośnica uznała za słuszne wkroczyć do dyskusji.
- Miała zamiar pozbawić cię przytomności. - warknęła Czaszka, a za chwilę roześmiała się głośno. - No tak! Nauczyciel-hipokryta i jego ukochana, maniakalna morderczyni. Cóż za dobrana para! - kontynuowała histeryczny śmiech, gdy ostrym ruchem odebrała jednemu z mundurowych strzelbę. - Pozwólcie więc, że w imię Chryzantemy dokonam zemsty i uratuję świat przed tą waszą zepsutą miłością!
- NIE...!! - krzyknęły równocześnie trzy głosy. Za późno. Huk cichł jeszcze kiedy Kocur upadał na podłogę. Jego klatkę piersiową ozdabiał niemały, poszarpany, ziejący czerwienią okrąg.
Powietrze zgęstniało.