Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


czwartek, 1 listopada 2012

Festiwal, część trzecia

Po około dwóch godzinach ciągłej pracy Śpioszek opadła na krzesło przy jednym ze stolików i odetchnęła. Jak dotąd przyjęcie przebiegało przyjemnie i bez zakłóceń. Teraz wreszcie, gdy napływ gości zmalał nieco, mogła zostawić obsługę pozostałym dziewczętom i użyć nieco odpoczynku. Uśmiechnęła się lekko do siostrzyczki siedzącej obok i zerknęła z zainteresowaniem na dziwną maskę, z której pomocą kryła oblicze nieznajoma, trzecia lokatorka stolika, ubrana w obfitą, bogato zdobioną suknię oraz szeroki, przystrojony kapelusz.
Zabójczyni tymczasem zerkała również, ale z bardziej zirytowaną miną. Nie wytrzymała wreszcie i wypaliła:
- Naprawdę sądziłaś, że nikt cię nie rozpozna?
Nieznajoma odstawiła na spodeczek filiżankę, z której właśnie popijała wyjątkowo pobudzający napar. - Przepraszam, czy mowa to o mnie? - odparła uprzejmym tonem.
- Wyglądasz jakbyś pożyczyła suknię od prababki-słonicy. - padła odpowiedź.
- Ależ wypraszam sobie... Ty prezentujesz się jak baletnica grająca rolę kurtyzany.
- Może podać czekolady? Powinnaś przytyć do tego stroju.
- Oburzające! Tobie nawet słodycze nie dodadzą kształtów.
- Przynajmniej nie kręcę tak tyłkiem jak ty...
- Siostrzyczko! - podniesiony głos Śpioszka przerwał wymianę uprzejmości. - Przestań być niemiła dla obcej osoby! Bardzo proszę jej wybaczyć... - zwróciła się do poszkodowanej, która machnęła lekko dłonią na znak, że nic nie szkodzi.
- ...Przecież to...! - zaczęła Zabójczyni wyjaśnienia, ale dokończyć nie miała szansy. Śpioszek zerwała się nagle z miejsca i utkwiła doprawdy miażdżące spojrzenie w czymś za jej plecami. Dało się wyczuć delikatny zapach perfum, a po chwili rozbrzmiał głos Kocura.
- Przyprowadziłem wam kogoś.
W owego kogoś wszystkie trzy wpatrzyły się jak urzeczone.
Oszałamiająca wyposażonym w niezliczone falbany i kokardy strojem, roztaczająca woń kwiatów i aurę kruchości stała Róża obok swej eskorty, chowając dolną część twarzy pod jedwabną chustą, a wzrok lokując w nodze stolika. Mimo drogiego ubioru nie przypominała już dawnej księżniczki - włosy straciły sporo blasku, figura zdrobniała, cera poszarzała jakby.
- Miło was znów widzieć. - rozbrzmiał jej stłumiony głos. Wzrok nerwowo omiótł zapatrzone twarze, na chwilę minimalnie dłuższą utknął na Śpioszku, aż uniósł się ku Kocurowi. - To chyba jednak nie był najlepszy pomysł...
- Bzdura! To był najlepszy możliwy pomysł. - Pan Wychowawca wepchnął swój kapelusz pod pachę, złapał wolne krzesło stojące obok i dostawił je do stolika. - Proszę, siadaj. Na pewno wolisz uniknąć zbytniej sensacji. Ja wrócę za kilka chwil, mam parę rzeczy do załatwienia. - ukłonił się pozostałym i zdecydowanym krokiem odszedł w kierunku wyjścia. Właściwie to miał taki zamiar, gdyż po kilku krokach zatrzymała go lufa starej, drewnianej strzelby. Trzymający ją mężczyzna pojawił się zupełnie znienacka, ubrany był w czarny mundur i... maskę przedstawiającą czaszkę.
- Co do diabła... - zaczął Kocur, ale rozlegające się wokół krzyki pokazały dobitnie, iż nie tylko on miał problem. Przez wrota sali wlało się kilkunastu kolejnych zamaskowanych i uzbrojonych mundurowych, którzy błyskawicznie zajęli strategiczne pozycje tak, by mieć w zasięgu strzału wszystkich obecnych.
 Na koniec pojawiła się dziewczyna, którą Kocur kojarzył z zajęć jako cichą, niepozorną, właściwie nieobecną. Tym razem, rażąca białością prostej, ledwie ozdobionej sukienki, Chryzantema zaznaczyła swą obecność od początku.
- Wszyscy poza panem Kocurem proszeni są o opuszczenie sali natychmiast. - nie krzyknęła nawet, ale powiedziała to tak dobitnie i donośnie, że nie było problemu ze słyszalnością. - Oczywiście jeśli ktoś ma ochotę narażać swoje życie może zostać. - dodała beznamiętnie.
Kilka ledwie sekund znieruchomiałego niedowierzania minęło, gdy większość obecnych zerwała się z miejsc i popędziła do wyjścia. Nikt nie przewracał krzeseł, nie tłukł filiżanek i nie rozlewał herbaty, a mimo tego ewakuacja przebiegła sprawnie. Drzwi do sali zamknięto i zastawiono.
Pozostałe Śpioszka, Zabójczynię, Zamaskowaną Nieznajomą, Różę, Mola i Czuprynę zapędzono bliżej siebie, do dwóch sąsiadujących stolików. Czaszka z kolei swobodnym krokiem wyminęła zbrojnych, podeszła do Chryzantemy i pocałowała ją w policzek.
- Doskonała robota moja droga. Jesteś niezastąpiona.
Następnie skierowała się ku Kocurowi, którego wyraz twarzy prezentował siłą uspokajaną wściekłość.
- Co to ma znaczyć?! - wykrzyknął odsuwając od siebie wtykaną mu w brzuch lufę strzelby.
Czaszka nie spieszyła się z odpowiedzią. Przystanęła obok jednego ze stolików, ujęła pełną wciąż filiżankę i upiła łyk.
- Szkoda trochę tego festiwalu. Herbata była naprawdę znakomita.
- Dziękuję!... - odezwała się Śpioszek, ale jej siostra prędko zdusiła kolejne próby przypominania o ich obecności.
- Chciałabym jednak zasugerować małą zmianę repertuaru. - odstawiła filiżankę na miejsce, przeszła kolejnych kilka kroków i stanęła obok Kocura, bardzo blisko, niemal dotykając ustami jego szyi. - Co powiecie na Festiwal Krwi?