Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 19 sierpnia 2012

Intermezzo

Wszystko zaczęło się od przypadkiem zdradzonego sekretu.
Bywa tak często, że szkolne pielęgniarki słyszą i widzą rzeczy, których nie powinny. Przypadkowe wyznania, zatajone uczuć wybuchy, przyczyny zachowań niekiedy niezrozumiałych - to wszystko przemyka przez szkolne gabinety z intensywnością tym większą, im bardziej w klasach dominują dziewczęta i ich licealne, wijące się w wyhamowującym właśnie dorastaniu, emocje.
Diablica, jak się okazało, miała znakomite wyczucie do ciągania za język i oferowania pociechy. Była też bezpośrednią podwładną dyrektora owej szkoły, jego oczami i uszami w czasie, gdy sam się na miejscu pojawiać nie mógł.
W okolicznościach zatem zbyt skomplikowanych, by je w całości przytoczyć, dowiedziała się Diablica o skomplikowaniu uczuć pewnej Róży, a że była owa Róża córką pewnego "przeklętego dyplomaty", sprawa musiała trafić do dyrekcji - oczywiście nieco nieoficjalną ścieżką przepływu informacji.
"Przeklęty dyplomata" musiał zniknąć. Jego wtykanie nosa w lokalny światek międzynarodowego biznesu, a nawet próby wpłynięcia na szkolną politykę wychowawczą, były nie do zaakceptowania. Wszystko w tym mieście miało działać jak w zegarku, który nastawiał i w wprawiał w ruch Dyrektor.
Rodziły się więc przeróżne pomysły. Trwały niecne zamiary. Rezultatów brakło tak samo, jak silnej i bezwzględnej woli nieodwracalnego wkroczenia na ścieżkę, z której nie ma odwrotu.
Wtedy zjawiła się Ona. Tajemnicza postać władająca wiedzą o istniejącej sytuacji tak szczegółową i nie pozostawiającą wątpliwości, że wyjścia nie było - należało dopuścić ją do siebie, do planów i zamiarów. Z miejsca zaproponowała proste, "dyplomatyczne" rozwiązanie.
Róża otrzymać miała bukiet jej ulubionych kwiatów w prezencie od tajemniczego wielbiciela. Ich płatki pokryto bezbarwną, niemal bezwonną substancją o działaniu silnie halucynogennym. Ten jeden, prosty ruch dokonać miał za jednym zamachem wszystkiego, czego Dyrektor sobie życzył.
- Jak już wiemy, ten plan powiódł się w stu procentach. - podsumował swą opowieść Kocur, starając się ukryć zniesmaczenie w głosie, bardzo wyraźnie przebijające się na pierwszy plan.
Wilczy z kolei nie krył przejęcia.
- Cała ta historia pasuje do faktów idealnie! Na bogów... Nikt by nie pomyślał, żeby winy szukać w bukiecie kwiatów. Nawet... - tu rozkasłał się boleśnie, bo i ciało miał jakby sklejone niedawno z trzech osobnych części. - Nawet niewiele brakowało, a ktoś z ekipy zabrałby je dla żony w prezencie...
Kocur westchnął. Był już zbyt zmęczony, otumaniony i niewyspany jak na jeden zaledwie dzień. Czekał go powrót do pustego mieszkania i kilka zaledwie godzin snu zanim będzie musiał pędzić do pracy. Wilczy też nie wyglądał najlepiej, choć wcale tego nie okazywał.
- Wracaj spać, bo przypominasz zombie.
- Sam nie jesteś lepszy. - niedoszła ofiara mordu uśmiechnęła się słabo.
W tym momencie drzwi sali rozwarły się z jękiem, by odsłonić niską i pulchnawą pielęgniarkę.
- Won. - rozbrzmiało w zapadłej ciszy.
- Co proszę...? - oburzył się Kocur. Pielęgniarka zmierzyła go niszczącym spojrzeniem.
- Pański kwadrans skończył się kwadrans temu. Pacjent musi odpoczywać. Won.
Nie było rady - Wilczy przekonywał o tym nieco wystraszonym wzrokiem. Należało zakończyć wreszcie ten przydługi dzień.


Diablica melancholijnie powiodła oczami po pięknej sylwetce swojej niedawnej uczennicy, która teraz zażywała relaksu na kanapie, jak zawsze przytulona do mieniącego się blaskiem ozdób miecza. Jakże prędko sytuacje potrafią się odwrócić...
Klęczała właśnie przed aktualnym pracodawcą - ten podstarzały dyrektorek płacił wprawdzie doskonale, ale irytował brakiem zdecydowania. Być może teraz będzie inaczej? Chociaż to miejsce... niby pamięta drogę, którą tu doszła, ale jej zmysł orientacji chyba nie do końca zgadzał się z tą wersją wydarzeń.
Młoda dziewczyna, którą widać było tylko od kolan w dół, rozsiadła się wygodniej w nieprzyzwoicie drogim fotelu. Gdy wreszcie przemówiła, jej głos brzmiał władczo i drwiąco zarazem.
- Ktoś widział cię na dachu podczas twojego ostatniego zadania.
- Nie sądzę... - odparła bez namysłu, ale zaraz ugryzła się w język.
- Przekonasz się o tym sama. Dowiedz się kto to był i dostarcz do mnie tę informację.
Nowy pracodawca nie pozostawiał miejsca na wątpliwości. Bardzo dobrze. Diablica lubiła konkretne podejście do życia.
- Jak sobie pani życzy. - odpowiedziała tym razem z szacunkiem. Wstała, poprawiła zmarszczoną od klęczenia obcisłą spódnicę i wyszła raźnym krokiem. Nareszcie coś do roboty! Już zaczynała się nudzić...