Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 15 lipca 2012

Klątwa Złośnicy, część druga, ostatnia

Siedziała z pokrowcem przed sobą, między nogami, obejmując go niczym jedynego przyjaciela i ostatnie, co odgradzało od elektryzującej powietrze Zabójczyni.
Zamknęli się w czwórkę w Herbaciarni już po lekcji angielskiego. Kilkadziesiąt minut nużących zadań z gramatyki faktycznie ułatwiło uspokojenie emocji, z czego szczególnie Kocur był zadowolony. Niewiele mu brakowało do wybrania łatwej drogi: zatonięcia w rwącej rzece gniewu. Obiecał sobie przecież nie poddawać się w taki sposób emocjom - ostatni raz, gdy to zrobił, kosztował go siostrę.
Zabójczyni, co widać było wyraźnie, trzęsła się jeszcze w środku, ale na szczęście nie znajdowało to wyrazu na zewnątrz. Pozwoliła sobie nawet odebrać nóż, co - zgodnie orzekła w tym temacie cała klasa - było absolutnym fenomenem. Jedynie jej siostra bez cienia zdziwienia szepnęła Kocurowi na ucho, że to przecież oczywiste.
No właśnie - Śpioszek. Jej udział w całym zdarzeniu polegał dotąd na chlipaniu ciszej lub głośniej - i tak przez całą lekcję. Przeprosiła potem Rękawiczkę, ale w odpowiedzi otrzymała tylko polecenie zajęcia się tym, co ważniejsze. Język angielski zdecydowanie nie zaliczał się do tej kategorii.
Zaprzestała więc Śpioszek chlipania, ubrała się w zaciętą minkę i usiadła obok Złośnicy, naprzeciw pozostałej dwójce.
Atmosfera gęstniała bardziej i bardziej, domagając się rozerwania jej odpowiednim do sytuacji dialogiem. Kocur, z braku innych kandydatów, przyjął na siebie obowiązek doprowadzenia do wyjaśnienia.
- Wilczy jest w szpitalu, w stanie ciężkim. Na szczęście wyjdzie z tego, ale rany będą goić się długo. Bardzo długo. Na pewno zostanie mu kilka blizn.
Złośnica nie reagowała.
Kocur kontynuował.
- Został napadnięty w drodze do domu wczoraj, późnym wieczorem, przez nieznanego posiadacza długiej broni siecznej. Świadkowie, niestety nie naoczni, słyszeli odgłos zamku błyskawicznego i szelest sztywnego płótna.
Być może opis sam w sobie nie stanowił wystarczająco dobrze postawionego pytania. Kocur, w obliczu dalszego braku reakcji, postanowił zmienić taktykę.
- Czy to ty go zaatakowałaś?
Odpowiedziała mu cisza. No... może tylko do momentu, gdy Zabójczyni zerwała się z krzesła i walnęła pięściami w stolik. W jej oczach widać było początki paniki.
- Dlaczego ty do przeklętej cholery nie zaprzeczasz?!
Zapadła kolejna cisza, z atmosferą gęstszą zapewne niż gwiazda neuronowa.
Złośnica nie zdawała się kwapić do odpowiedzi, ale tylko do czasu, gdy zerknęła na Śpioszka - jej zacięta minka zbladła pod ciężarem kocurowego opisu, spojrzenie utknęło w kolanach, na które co chwila skapywała porcja słonej wody.
Nie było odwrotu.
- Przecież postanowiliście już, że to ja zrobiłam. Dlaczego miałabym zaprzeczać? - uśmiechnęła się uprzejmie, co miało efekt prawdziwie paraliżujący. Nie oczekiwała odpowiedzi na zadane, poniekąd retoryczne, pytanie. Powolnym ruchem rozsunęła pokrowiec, odsłaniając rękojeść pięknego miecza, zdobionego najwyższymi wyrazami sztuki kowalskiej i kuśnierskiej. Rozplotła dwa węzły grubego sznura, przytwierdzającego gardę do drewnianej pochwy. Zaprezentowała wreszcie przed zahipnotyzowanymi spojrzeniami fragment ostrza.
Upstrzone było plamami zakrzepłej krwi.
Kocurowi to wystarczyło.
Zerwał się, podobnie jak chwilę temu Zabójczyni, z miejsca. Obszedł stolik i z całej siły wymierzył Złośnicy policzek. Wyraźnie powstrzymał się od kolejnych.
- Nie obchodzi mnie po co i dlaczego to zrobiłaś. Nie chcę cię więcej widzieć.
Wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.
Tuż za nim, bez słowa i w pośpiechu, wyszła Zabójczyni. Jej pełna bolesnej złości mina sugerowała, że lepiej będzie nie czekać aż wróci - zdecydowanie nastąpi to z nożem w dłoni.
Skryła więc Złośnica miecz w pokrowcu, pomasowała piekący policzek. Nie musiała się już teraz uśmiechać, nie musiała udawać. Chciało jej się płakać, ale to nie miejsce i czas na to. Lepiej będzie uciec przed przyjazdem policji.
Sięgała właśnie po klamkę, gdy czyjeś ręce objęły ją w pasie, czyjeś ciało przylgnęło do jej pleców.
Śpioszek emitowała przygorączkowe ciepło.
- Pójdę z tobą. - powiedziała cichym, bliskim złamania się głosem.
- Zgłupiałaś chyba...
- Chcesz znowu być sama?! - krzyknęła tym razem. Krzyczący Śpioszek to było coś nowego. Coś, co niełatwo zignorować.
Obkręciła się Złośnica w objęciach, ujęła gorejące policzki i złożyła na śpioszkowych ustach długi, zdecydowany pocałunek.
A po chwili drzwi się zamknęły i już jej nie było.