Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 29 lipca 2012

Głębiej

Rękawiczka stuknęła książkami o blat biurka. Zrównanie ich w jej dłoniach - z których lewa zakryta była czarną, skórzaną rękawiczką - oznajmiło koniec lekcji.
- Zaczekajcie jeszcze chwilkę. - zdążyła dosłownie sekundę przed przerwowym rejwachem. - Dyrekcja prosiła by oznajmić wam, iż godziny wychowawczej dzisiaj nie będzie. Możecie iść do domu.
Obawiała się donośnego wrzasku szczęśliwości, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego Śpioszek ryknęła płaczem, który - co było wyraźnie widoczne przez całe minione zajęcia - powstrzymywała w sobie ostatkiem sił. Pospolite klasowe ruszenie wystartowało do pomocy: pojawiły się chusteczki, przytulenia (tu prym wiodła Czupryna), pluszowe misie i około siedem filiżanek różnych herbat.
Uśmiechnęła się więc na ten widok Rękawiczka i spokojnym krokiem opuściła salę.
Chyba wszystko będzie dobrze.


Wilcze samopoczucie poprawiło się znacznie od kiedy lekarze zdołali pozszywać i wstępnie zasklepić wszystkie rany. Godny podziwu upór trzymał go przy życiu.
- Widzisz, Kocur, ja chcę zobaczyć co z tego wyniknie. Nie wybaczyłbym sobie gdyby jakaśtam śmierć zabrała mi tę sprawę sprzed nosa.
- To cud, że nie jesteś nieprzytomny, więc nie wykorzystuj go do wygadywania takich bzdur. - skarcił go Kocur wstając z przyłóżkowego krzesła. Szpitalne zapachy przyprawiały o ból głowy, ale nie mógł przecież nie odwiedzić starego przyjaciela. Miał zresztą nawet nieco egoistycznych pobudek ku temu - zarówno szkoła jak i mieszkanie kojarzyły mu się zbyt boleśnie, by do nich wracać. Dokąd zatem pójdzie teraz?
- Nie mam zamiaru wnosić na nią oskarżenia. - oznajmił Wilczy nieco słabszym głosem. Chciało mu się paskudnie mocno spać. Chyba przesadzili z tymi lekami...
- ...Rozumiem. - odparł Kocur, uśmiechnął się niemrawo na pożegnanie, ruszył w kierunku drzwi.
Wiedział już kogo mógłby w takiej sytuacji odwiedzić.


 W zastawionym drogimi rupieciami i staromodnymi meblami gabinecie, za szafą z książkami i zasłoną z drogiego jedwabiu, były drzwi. Nie wyróżniały się niczym szczególnym - w końcu w tym domu, a raczej pałacyku, większość z nich była stara, drewniana i bogato zdobiona. Te jednak nie prowadziły do kolejnego pokoju. Zamiast tego oferowały dostęp do zacienionych wąskim korytarzykiem schodów, zstępujących spiralnie w dół, w dół, głębiej, niżej niż znane postronnym piwnice i garaże. U ich końca korytarz rozszerzał się, ukazując kolejne, dwuskrzydłowe tym razem wrota. A za nimi...
Ojciec Śpioszka niespokojnie zerkał na dziewczę, które zjawiło się tu wczoraj. Nie rozstawała się ze swoim mieczem nawet podając karafkę wody tej, której nie dane mu było jeszcze ujrzeć, skrywającej twarz w cieniu, tuż poza kręgiem nieruchomego światła. Widział jedynie nogi i dłonie, wygodnie ułożone na najwygodniejszym i najcenniejszym fotelu jaki posiadał. Z takiej pozycji wydawała polecenia. Nie wiedział nawet co robiła gdy wychodził - zawsze gdy wracał już na niego czekała - tak jak za pierwszym razem materializowała się chyba znikąd. Jedynie ta nowa, co wyglądała na służebnicę i strażniczkę w jednym, przyszła normalnie, drzwiami.
- Dlaczego nie powiadomiłaś mnie pani o zmianach? - postanowił załatwić prędzej swoje sprawy i wrócić na górę, do codzienności. - Myślałem, że nasza umowa...
- Nie przypominam sobie umowy między mną a tobą. - przerwał mu chłodny w brzmieniu głos.
Zacisnął pięści, ale poza tym nie dał po sobie poznać, że nie odpowiada mu przebieg tej rozmowy.
- Co zatem mam robić teraz, gdy najwyraźniej nie muszę już szukać kolejnych ofiarowań? - wydusił najspokojniej jak potrafił.
Postać na fotelu zastanawiała się chyba przez chwilę, gdyż odpowiedź nie nastąpiła - jak to zwykle bywa - natychmiast. Dziewczę z mieczem ziewnęło tymczasem szeroko i rozwaliło na pobliskiej, obitej kosztującą majątek skórą, sofie.
- Zjawi się u ciebie nauczyciel. Możesz opowiedzieć mu wszystko co wiesz. Nie możesz tylko pokazywać mu tego miejsca. - oznajmił wreszcie głos z ciemności.
Starzec otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Nie rozumiał zupełnie do czego miało to prowadzić. Czy to nie miała być tajemnica tajemnic? Taka, w którą nikt nie... No tak, nikt w to nawet nie uwierzy. W jakim więc celu...?
Wyprostował się powoli z klęczek i skłonił nisko.
- Jak sobie życzysz pani.