Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 3 czerwca 2012

Wniebowstąpienie, część trzecia, ostatnia

Pewna stara mądrość mówi, że uśmiech bogini jest kluczem do otwarcia bram nieba.

Kocur szykował się właśnie do wyjścia, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Nie miał teraz ochoty na rozmowy z kimkolwiek. Wszystko poszło zupełnie nie tak, jak planował. Czuł się idiotycznie. Oczywiście, że zamierzał jej poszukać! Pal licho pracę.
Mimo wewnętrznego podenerwowania poszedł i otworzył te przeklęte drzwi...
Wyglądała jak ktoś, kto odrobił tydzień płaczu w zaledwie godzinę. Złośnica upuściła torby na podłogę, uwiesiła się na kocurowej szyi i przywarła swoimi ustami do jego, nie pozostawiając mu nawet czasu na uczucie zaskoczenia - o protestach więc naturalnie również nie było mowy.
Trwali tak, spleceni w pocałunku, dłuższą chwilę.
- Znowu zachowałam się jak dzieciak. Nawet przez chwilę chyba straciłam samą siebie. - wyszeptała czarnowłosa piękność, gdy łaskawie pozwoliła swej ofierze na oddech. - Ale teraz już mi lepiej, więc wróciłam. Łaskawa jestem, prawda?
Kocur przyjrzał się spokojnemu uśmiechowi na twarzy Złośnicy, po czym wciągnął ją i bagaż do środka zamykając drzwi. Nie zdążył jednak nic powiedzieć.
- Cicho bądź. - oświadczyła. Z nie znoszącą protestu siłą złapała go za rękę i pociągnęła do swojego pokoju. Czuć było wyraźnie, że wciąż goreją w niej efekty długotrwałego wylewania łez - pulsujące ciepło jej dłoni mówiło właściwie wszystko o stanie uczuć właścicielki. Rzuciła pokrowiec na krzesło, a Kocura pchnęła na łóżko. Błyskawicznym ruchem ściągnęła buty, wskoczyła na niego i siadła okrakiem. Z zadowoloną miną przeciągnęła się efektownie, prezentując swoje niemałe, kształtne, dziewczęce piersi.
- Co tak zaniemówiłeś? - mruknęła zalotnie.
- Kazałaś mi być cicho. - odmruknął Kocur uporczywie hamując głupi uśmiech, który ładował mu się na usta.
- Tyy cholero. Już ja ci...
- Wszystkiego najlepszego! - powiedział szybko zanim jeszcze niewypowiedziana groźba została wprowadzona w życie. Złośnicę zaniemówiło. - Dzisiaj kończysz osiemnaście lat, prawda? - kontynuował, beztrosko sięgając ku guzikom jej bluzki i powoli, bez pośpiechu, niwelując ich działanie. - Przez ciebie połowa moich planów na dzisiejszy dzień wzięła w łeb, wiesz? - skończył właśnie rozpinać ostatni. Delikatnym ruchem zsunął biały materiał z jej ramion. Nie wiedziałby właściwie na który fragment ukazanego mu widoku patrzeć przede wszystkim, więc skupił się na spoglądaniu w złośnicowe oczy, które w porannym półmroku błyszczały niczym czarne diamenty. - Może zatem ty coś zaproponujesz?
Zrobiła się najzupełniej czerwona na twarzy, co Kocur zarejestrował jako fakt cokolwiek uroczy. Po chwili nawet odblokowała się jej zdolność mowy.
- Ty... nie żartujesz, prawda? Wolisz mnie, nie Śpioszka?
Co za pytanie...
Zastanowił się chwilę, z naprawdę poważną miną.
- A myślisz, że zgodziłaby się dołączyć teraz do nas? - rzucił niedbale.
Nigdy wcześniej nie widział Złośnicy tak szczerze roześmianej. Zupełnie jakby oboje porzucili wreszcie ciężar, który każdego dnia mocniej i bardziej rwał ich dusze, ciągnąc w dół, ku piekielnej czerni. Teraz, wolni niczym ptaki, mogli poszybować ku niebiosom.


Śpioszek ocknęła się w najmniej odpowiednim momencie. A może był to moment właściwy? To od punktu widzenia zależy jedynie. Dość, że jej siostra była tuż obok. Była też Mol - obejmowała i przytulała, szepcząc "Błagam, nie płacz już" prosto do ucha. Wilczy odrywał się właśnie od rozmowy telefonicznej. A w drzwiach do biblioteki stał...
- Tata...?
Podstarzały, niewysoki mężczyzna, ubrany w wizualną reprezentację swoich comiesięcznych przychodów, uśmiechnął się w ten zdradliwie dobrotliwy sposób, który jedynie najlepsi aktorzy filmowi potrafią z siebie wykrzesać.
- Moja droga, jestem zawiedziony. Tylko dwie godziny? Czyżbyś stawała się tak bezduszna jak ja? - zagadnął swobodnie.
Przetarła wilgotne oczy, powoli acz zdecydowanie stanęła na nogi. Odrobinę zbolałym, ale zdeterminowanym wzrokiem zmierzyła się z jego - chłodnym i bezlitosnym.
- Mówiłam ci już tatusiu, że to ci się nie uda.
- Mówiłaś...! - roześmiał się niemal, a już na pewno nonszalancko wzruszył ramionami. - Jakaż jest ta przyczyna zniweczenia moich planów? Nigdy dotąd nie raczyłaś mnie o niej poinformować.
Śpioszek się zaczerwieniła. Dotychczas unikała kończenia tej rozmowy, ale... Dzisiaj powie. Musi to zakończyć. Nawet, jeśli ma przy wszystkich wyznać...
- Ja... - z pełnym burakiem na policzkach wbiła wzrok w czubki swych butów. - Ja już nie jestem dziewicą...
...
Po raz kolejny pierwszą, która znalazła właściwe do sytuacji słowa, była Zabójczyni.
- Dlaczego mi się nie pochwaliłaaaś?! - jęknęła z takim zawodem w głosie, jak gdyby straciła właśnie szansę na dostąpienie wniebowstąpienia. Mol z nieznanych powodów, podobnie jak Śpioszek czerwona na twarzy, wycofała się gdzieś między pełne ksiąg regały. Wilczy, nic kompletnie nie rozumiejący, ze skrywanym rozbawieniem i bezczelnym zaciekawieniem patrzył na reakcję tatusia...
...który zrobił krok w tył, a napotkawszy przeszkodę w formie drzwi osunął się po nich plecami i klapnął siedzeniem na drewnianą podłogę. Minę miał kompletnie i niedowierzająco przerażoną.
- Nie... - wyjęczał po dłuższej chwili odgłosów dławienia. - Nie może być. Nie moja mała córeczka... Z kim...?! Co za łajdak śmiał położyć swe łapska...?!
Śpioszek oderwała wzrok od czubków butów i skupiła go na stojącym obok krześle.
- Ja to... z przyjaciółką...
Tego było już za wiele. Tatuś zmarniał wpierw, by zaraz wykazać się zaskakującą żywotnością. Przebierając szybko nogami wrócił do pozycji stojącej, poprawił nerwowo ubranie i, cały czerwony od na przykład wzburzenia pogroził palcem - Już my się policzymy, zobaczysz! - i uciekł z biblioteki z zaangażowaniem właściwym ludziom na jego pozycji społecznej.
Winowajczyni wypicia soku z zakazanego naczynia kobiecej cielesności odwróciła się powolutku, popatrzyła niepewnie na oniemiałą - trudno powiedzieć czy z uciechy, czy też może z przerażenia - siostrzyczkę i wreszcie, niczym ptak wyfruwający z klatki na wolność przestworzy, zaniosła się serdecznym, beztroskim, niczym klejnotami ozdobionym łzami w kącikach oczu śmiechem.