Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 5 grudnia 2010

Urodziny

Złośnica grzeczna i posłuszna. Złośnica potulna i milutka. Złośnica przygotowująca herbatkę, podsuwająca krzesło, proponująca na poczęstunek coś z własnych zapasów słodyczy. O na wszystkie świętości. Czy to się działo naprawdę? Kim musi być ta kobieta, ta diablica nieoczywista, by Złośnicę zamienić we wzór cnot dziewczęcych? Jakim cudem ta, w pielęgniarce skryta, czarodziejka nawiedziła jego mieszkanie? No i dlaczego wreszcie, do diaska, im więcej przedstawicielek płci piękniejszej poznaje, tym bardziej komplikuje się jego, proste dotąd, życie?
Kocur zdecydowanie miał nad czym myśleć, toteż udział jego w jakichkolwiek dyskusjach był raczej bierny. Wodził wzrokiem od jednej do drugiej i starał się, naprawdę starał, wydostać ze stanu szoku.
Z konieczności siedzieli w kuchni. To niewielkie mieszkanie naprawdę nie było przystosowane do przyjmowania gości - chyba, żeby przeznaczyć pokój, zajmowany obecnie przez Złośnicę, na salon. Kocur właściwie wdzięczny jej był, że nie zaproponowała udania się tam właśnie. Nie wiedział zbyt dokładnie, co w nim wyrabiała - starał się w tak prywatne jej sprawy nie wnikać - ale przekonywanie się o tym dobrze było zostawić na odpowiedniejszy moment.
- A więc to o to chodziło. I wyłącznie z tego powodu mieszkasz tutaj? - Pytana przytaknęła. Zdążyła krótko i konkretnie objaśnić skomplikowanie swojej sytuacji życiowej jeszcze przed uraczeniem Diablicy herbatą i ciastkami (które w większości, acz ostrożnie, i tak pochłaniała ich właścicielka), tak więc na przemyślenia czasu było sporo. Zadziwiająco jednak, pytań nie padło zbyt wiele. Złośnica tylko zdawała się popatrywać dziwnym wzrokiem.
Kocur dopiero po chwili bezmyślnego wgapiania się w nią zauważył, że Diablica obdarzyła go swym łaskawszym uśmiechem. - Proszę mi wybaczyć tę niefortunną sytuację sprzed paru chwil. Czasami zdarza mi się zbyt pochopnie wysnuwać wnioski - zaśmiała się uroczo.
- Ahaha. Tak, rozumiem. Proszę się nie przejmować.
- A co do ciebie, moja droga... - Jej droga na te słowa zamarła z ciastkiem w ustach. - ... to nie rozumiem, jak mogłaś pomyśleć, że coś tak błahego, jak brak pieniędzy, pozwoli ci się wymigać od treningów - uroczy uśmiech zastąpił diabelski. - Oczywiście lekcje będą na kredyt, a odsetki osiągną straszliwe rozmiary. Radzę ci się wziąć solidnie do pracy, albo zostaniesz moją niewolnicą - i znowu urocza mina.
- Dobrze.
Kocur nieomal parsknął herbatą i nie był właściwie pewien, czy w reakcji na zalecenia, czy zgodę na nie. Spojrzał tylko na Złośnicę zdumionym wzrokiem, miał już coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zbyt niewiele o niej wiedział. O jakie by treningi nie chodziło - a trudno było nie domyśleć się ich natury - musiały być dla niej ważniejsze bardziej, niż potrafił sobie wyobrazić. Zamiast tego wyciągnął z kieszeni przeklęty bilecik i pokazał Diablicy.
- Wydaje mi się, że to należy do pani.
- O...? - Obejrzała nawet dokładnie, ale odpowiedziała w zdecydowanie niesatysfakcjonujący sposób. A już na pewno nie w sposób rozwiązujący jakiekolwiek problemy. - Przykro mi, ale to nie moje dzieło. Mojej córki natomiast już tak.
Złośnica na to stwierdzenie zerwała się z miejsca, wydarła karteczkę Kocurowi, przeczytała i - mógłby przysiąc - zapłonęła żywym ogniem.
- Czemuś mi tego nie pokazał wcześniej?! To ona, znowu! Proszę pani...!
Diablica roześmiała się tymczasem w najlepsze. - Nie, nie mogę jej tego zabronić. To przecież takie urocze.
- Jaka matka, taka córka - mruknęła Złośnica.
Śmiech ucichł natychmiast. - Coś ty powiedziała?
- Drogie panie! - Kocur wstał nagle, nieomal wylewając resztki swojej herbaty. Po napadzie konsternacji i natłoku spojrzeń, jakimi został zaatakowany, usiadł na powrót. - Któż to jest pani córka? Nie ukrywam, że zmartwiła mnie trochę.
- Poduszka przecież - powiedziały niemal jednocześnie.
- Ach, rozumiem - odparł spokojnie. Westchnął. Złapał się za głowę i jęknął. Diablica obserwowała jego reakcje z lekkim zdziwieniem.
- Moja córeczka jest nieco nieśmiała, więc nie ma wielu koleżanek. Spędzała sporo czasu z tym tutaj leniuchem, póki ten jeszcze przychodził na lekcje. - Złośnica burknęła coś niezrozumiale pod nosem. - Zapewne, jak i ja, pomyślała, że to z pana winy sytuacja uległa zmianie. - Uśmiechnęła się na koniec dobrotliwie, jak gdyby taki tok wydarzeń był najnormalniejszym na świecie. - Obawiam się, że będzie trzeba załatwić to z nią. Ja nie mam zamiaru narzucać jej czegokolwiek. To kochane dziecko i na pewno nie wyrządzi nikomu krzywdy.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Było już naprawdę późno, a rozwiązać dało się (w nieco dziwny sposób wprawdzie) zaledwie kwestię złośnicowych treningów. Wprawdzie, oficjalnie rzecz ujmując, o innych problemach dyskusji nikt nie podejmował, ale - jeden przynajmniej - wisiał złowrogo w kuchennym powietrzu i uparcie nie dawał się wyprosić za drzwi. Diablica chyba w końcu wyczuła jego obecność, gdyż, dopróżniając swoją filiżankę w sposób wyraźnie zdradzający chęć zakończenia wizyty, dodała:
- Pan przecież nie musi obawiać się policji, prawda? Prawnie jest pan nienaruszalny.
Złośnica porzuciła prezentowanie swojej naburmuszonej miny i wgapiła się w oboje, wzrokiem zdradzającym najdoskonalszą niewiedzę. Kocur uciekł spojrzeniem gdzieś w kierunku mikrofalówki.
- Ojej. - Szybkie oględziny obydwojga nie pozostawiały wątpliwości. - Nie powiedział jej pan? A to najmocniej przepraszam. Pójdę już. - Wstała z doskonale niewinnym obliczem, wykradła (złośliwie pewnie) ostatnie ciastko z talerza i ruszyła do wyjścia.

- Seksowna jest, prawda? - zapytała, nie patrząc mu w twarz, Złośnica tuż po domknięciu drzwi mieszkania.
- Tak - mruknął bezwiednie, zanim jeszcze dotarła do niego treść pytania. - To znaczy... Co takiego?!
Było już za późno. Wwiercała się w niego wzrokiem, który zapewne miał w zamiarze zabić wszelkie życie na planecie.
- Gapiłeś się na nią, jak jakiś wygłodniały wilk!
- Oczywiście, że tak! Nadal jestem głodny jakichkolwiek wyjaśnień!
- To nie mogłeś gapić się na twarz?!
- Aż tak fascynującej, to ona jej nie ma!
- Biust już bardziej, prawda?!
- Jestem normalnym facetem! Nic na to nie poradzę!
- Na mój się jakoś nie gapisz!
- Przecież ty jesteś dzieckiem! Masz mnie za zboczeńca?!
Złośnica nie odpowiedziała. Była bliska płaczu, a jednocześnie kipiała jakąś nagłą złością. Był to widok tak nowy i niespodziewany, że Kocur ochłonął po wymianie krzyków błyskawicznie.
- Co ci... - zaczął nawet, ale znowu za późno. Złapała go brutalnie za ramię i, nie bacząc na protesty, wepchnęła do swojego pokoju. Nie zapalała światła. Nie znoszącą sprzeciwu siłą popchnęła go na łóżko. Sama stanęła tuż obok. Bez cienia wahania, a mrok pokoju nie był znowu taki głęboki i ewentualny ujrzeć dałoby się bez większego problemu, zaczęła rozpinać bluzkę. Biały materiał ledwie zdążył zszelestnąć na dywan, a ona już niemal pozbawiła się spódnicy. Kocur pół siedział, pół leżał, kompletnie sparaliżowany. Wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany, nie mogąc wydusić słowa. Nie miał zresztą wiele czasu na próby. Złośnica zrzucała z siebie ubiór zastanawiająco sprawnie.
Po króciutkiej ledwie chwili stała przed nim, odziana w samą tylko dolną część bielizny. Dość wysoka, jak na dziewczynę w jej wieku, zbudowana z pełnych, ale idealnie smukłych kształtów. Najzupełniej czerwona na twarzy - ze wstydu, czy złości być może - której urok podkreślała, sięgająca ramion, burza czarnych jak noc włosów. Ozdobiona wreszcie parą pięknych, krągłych, wcale nie małych piersi, których widok pośrednio uwydatniał przyspieszony jej oddech. Wszystko to Kocur zarejestrował zupełnie podświadomie. Wydało mu się, że temperatura w pomieszczeniu wzrosła o kilka stopni. Nie był w stanie chwycić jakiejkolwiek myśli. Wciąż nie mógł się ruszyć. Nie mógł oderwać od niej wzroku.
- No więc? Co sądzisz?
Struny głosowe, o dziwo, zadziałały. - Złośn... Na litość boską, co ty wyprawiasz...
- Nie jestem dzieckiem!! - krzyknęła, zwijając dłonie w pięści. Podeszła bliżej, wepchnęła się kolanami na łóżko między jego nogi. Kocur padł plackiem, uciekając od niechybnego cielesnego kontaktu. Zawisła wreszcie nad nim, opierając dłonie na łóżku. Wilgotne od powstrzymywanych łez oczy utkwiła w jego.
- Nie jestem też twoją zmarłą siostrą - dodała już znacznie ciszej. Wydawała się mieć gorączkę, wyczuwalną w sporej odległości od jej ciała. Nie zmieniło to jednak faktu, iż łza, która spadła Kocurowi na nos, była raczej zimna. - Nie pomoże, jeśli znajdziesz kogoś podobnego wyglądem, kto zamieszka z tobą, będzie w jej pokoju, założy jej ubrania. To wciąż nie będzie ona. To jestem ja. Za kilka dni będę pełnoletnia. Nie jestem już dzieckiem. Jestem kobietą i tak masz mnie traktować. Nie każ mi być tylko jakimś bezdusznym zastępstwem... Już wolę... zwykłą litość...
Zemdlała. Opadła na niego z lekkim impetem i znieruchomiała. Wydzielała zdecydowanie za wiele ciepła, jak na zdrową osobę. Kocur jednak nie zareagował od razu. Leżał tak jeszcze dłuższą chwilę, patrzał nieruchomo w punkt, gdzie wcześniej znajdowały się jej oczy. Próbował przekonać sam siebie, że te nagle, w tak dziwny sposób, wypowiedziane zdania to przesada. Nadwrażliwe spostrzeżenia, właściwe dziewczętom. Przywoływał na pomoc całe swoje doświadczenie, wykształcenie, talent. Na próżno. Przypadkowo wpleciona w jego życie, krnąbrna, złośliwa, a przy tym tak pełna ciepła i uroku. Miała rację. Już nawet nie pamiętał swojej siostry - mimo, że to wszystko wydarzyło się nie tak znowu dawno temu. Zapomniał w momencie, gdy Złośnica pojawiła się w jego życiu. Tyle tylko, że był ślepy i głupi. Pozwolił, by czuła się niezręcznie propozycją, którą jej złożył. By uważała się za lalkę, służącą imitowaniu jego siostry, by wyziębiła się, czekając w jakimś idiotycznym parku, by wyprawiała takie rzeczy, jak przed chwilą.
Objął ją i przytulił mocno. Chwilę później zsunął z siebie, ułożył na plecach. Sam usiadł i powiódł po niej wzrokiem.
- Śliczna jesteś - poinformował śpiącą i uśmiechnął się nieco. - I owszem, bardzo seksowna.
Nie bez wysiłku, starając się uważać, gdzie dotyka, przekręcił ją tak, by leżała wzdłuż łóżka. Przykrył kołdrą i kocem. Odsunął włosy z twarzy i ucałował w czoło.
- Oraz bardzo, bardzo mądra.
Miał wrażenie, jak gdyby ktoś właśnie wypuścił go z więzienia. Albo jakby miał dzisiaj urodziny. Na pewno wiele brakuje jeszcze, by wyzbył się całego tego brudu, który miał w sercu, ale zrobił chociaż pierwszy krok. A raczej, ktoś brutalnie wkopał go na właściwą ścieżkę. Oby takiej brutalności więcej było w świecie.
Teraz zimny okład, lekarstwa, mleko z miodem. O właśnie tak. Gorące mleko z miodem postawi tego słodyczożercę na nogi.