Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


czwartek, 8 kwietnia 2010

Nowy dzień, na nowo

Kocur miał wspaniały sen. A wiedzieć trzeba, że uwielbiał spać, wielbił ciepło, miękkość i, ogólnie, wszelkie elementy rzeczywistości, sprzyjające błogiemu oddaleniu w krainę senności. Przypominał w tym względzie prawdziwego kota - godzinami potrafił wylegiwać się w fotelu, na kanapie, na ławce w parku, robiąc absolutnie nic, bądź też, czasami, podejmując wyczerpujące próby rozmyślań. Dlatego, być może, zdążyło minąć pół dnia, nim zwlókł się z zajmowanego wraz ze Złośnicą siedziska, spojrzał tęsknie na, przygrzewające od niechcenia, słońce i podążył do mieszkania, wlokąc nową lokatorkę za sobą.
Ta z kolei przeżyła najdziwniejszy chyba dzień swojego życia. Bo czy ktoś normalny proponuje takie rzeczy? Uczennica, licealistka ledwie (żeby chociaż na studiach już była!), mieszkająca wraz ze swoim nauczycielem - to zakrawa na absurd, zupełnie nieakceptowane w społeczeństwie zwyrodnienie, za które Kocur powinien zapewne wylądować w więzieniu, oskarżony o molestowanie. Co mu odbić musiało, by zrodzić taki pomysł, Złośnica nie wiedziała. Wariat to może, ofiara nieuleczalnych zaburzeń psychiki? A może nawet cwaniak, co pozycję nauczyciela chce wykorzystywać do używania sobie uczennic, szantażując potem kompromitującymi faktami? Tak, to wszystko i wiele więcej było możliwe, powinna wziąć to pod uwagę, powinna odmówić, zagrozić policją.
Co więc odbiło Złośnicy, że się zgodziła? Gdyby jej spytać - nie wie. To zresztą na krótko, na poradzenie sobie z brakiem jakiegokolwiek innego miejsca do spania. Wyniesie się niedługo. A poza tym jest już prawie pełnoletnia!
Jak już wspomnianym zostało, Kocur miał wspaniały sen. Unoszony na cudownej miękkości i ciepłoty powierzchni morza, na wodzie, z jakichś powodów stałej na tyle, by nie wpuszczać go głębiej, spał. Oczywiście, sny o spaniu nie należą do kategorii fascynujących, ale ten miał w sobie coś jeszcze. Chmury bowiem, w geście specjalnym dla swego wiernego fana, postanowiły zstąpić z niebios i otulić śpiącego, doprowadzając prawdopodobnie do czegoś w rodzaju nirwany. Możliwe, że Kocur nie obudziłby się już nigdy, bezdennie zachwycony ułudną rzeczywistością, gdyby nie chęć jej do zmian. Ulotne obłoki, sekundę temu jeszcze niewiele bardziej zauważalne od fotonów w powietrzu, postanowiły zgęstnieć, zbić się w masę zdecydowanie stałą i zwartą, wciąż miękką i przyjemną, ale posiadającą ciężar i kształty. Gdy już dało się owe kształty wyczuć wyraźniej, reinkarnowana chmura przemówiła namiętnie.
- Kochanie, wstawaj, bo do pracy się spóźnisz.
Kocur mruknął coś, ziewnął, rozchylił powieki i wrzasnął.
Leżała oczywiście na nim, oczywiście w samej tylko nocnej koszuli (a mógł dać jej, głupi, zwykłą piżamę), oczywiście z piersiami przy jego twarzy i, oczywiście, z szerokim z uciechy uśmiechem. Diabla córa, przeklęta, złośliwa niepełnoletnia piękność.
- Czyś ty zwariowała do reszty?! Złaź! Ubierz się w coś!
- Nieee krzycz na mnie. Przecież jestem ubrana. - Leniwie zsunęła się z bliskiego rozpaczliwej ucieczki Kocura i walnęła go poduszką. - Powiedziałam wstawaj, bo przez ciebie spóźnię się na lekcje.
No tak. Kolejny dzień po wolnym od pracy rzadko bywał wolny od pracy. Należało wstać, ubrać się, odwiedzić piekarnię, złapać tramwaj. Tylko dlaczego coś mu się okropnie nie zgadzało?
Zwlókł się z posłania w paskudnym humorze. Nie wyspał się, nie dospał tego pięknego snu, a do tego załatwił sobie najgorszą chyba możliwą współlokatorkę. Złorzecząc w myślach, odnalazł wzrokiem wyświetlacz elektronicznego budzika (którego dość rzadko używał - zajęcia prowadził na tyle późno, by pozwolić się budzić samemu słońcu), zastygł na chwilę i, po tej chwili, zakopał się na powrót pod kołdrą, mamrocząc coś o wariatkach, co uważają, że budzenie przed siódmą rano potrzebne jest, by zdążyć na popołudniowe zajęcia. Złośnica była jednak dzielna, chorobliwie uparta i, cóż, złośliwa. Jednym ruchem pozbawiła łóżka nakrycia, poduszki i - prawie - prześcieradła.
- Wstawaj, albo się rozbiorę do naga - zagroziła perfidnie. To musiało podziałać. Kocur spłynął z posłania odrobinę żwawiej, chociaż jego wzrok zastygł gdzieś w krainie snów, gdzie właśnie dusi sprawczynię tego chaosu. Powód zamieszania nijak się tym nie przejął, zajęty ciągnięciem go do łazienki.
- Odśwież się trochę, bo wyglądasz jakbyś wstał o parę godzin za wcześnie. - Zachichotała, ale wzrok Kocura uciszył śmiech natychmiast. - No dobrze, już dobrze. Przyjdź zaraz do kuchni, to zjemy śniadanie.
Śniadanie? Nie będzie jej jeszcze robił śniadania. Wystarczy przecież iść do piekarni, do której jest parę kroków, tuż obok kawiarnia, nawet sklep spożywczy się znajdzie. Niedoczekanie. Kocur dobrnął do kuchni pełen najczarniejszych myśli i skutecznie już wypełniony żądzą mordu. Dobrnął i na tym zakończył, na chwilę przynajmniej, czynności motoryczne.
Złośnica z profesjonalną miną i zadowolonym uśmiechem zachowywała się, jak we własnym mieszkaniu. Niewielki stolik zastawiony był już, wcale ładnie wyglądającym, koszykiem na pieczywo, wraz z zawartością. Obrzydliwie pospolita herbata - tylko taką Kocur kupował - stygła już zawzięcie, a smakowicie woniejące jajka, przyrządzone na twardo, nikły pod sowitą porcją majonezu, bazylii, oregano, pieprzu (w ilości na szczęście nie sowitej) i papryki.
- Tylko tyle zdołałam znaleźć. Masz prawie pustą lodówkę, zero jakichkolwiek zapasów! Dobrze chociaż, że kupiłeś wczoraj pieczywo - strumień niewyjaśniających wyjaśnień popłynął do okupującego drzwi posągu i miał chyba nawet jakiś efekt. Kocur zmusił się do paru kolejnych kroków, usadzenia na krześle i pytającego wzroku.
- No co ci znowu nie pasuje? Śniadania trzeba jeść porządne. - Z lubością pozbawiła łyżkę resztek majonezu i usiadła naprzeciw obrazu zaspanego niezrozumienia, uśmiechając się uroczo i pożerając już wzrokiem własne dzieło kulinarne.
- No to, smacznego - wydusił z siebie Kocur.
- Smacznego, proszę pana.

Dziwił się z początku sobie, że nie spłonął ze wstydu. Potem dziwił się jej. Dlaczego nie zapytała? Nie każdy wszak trzydziestoletni nauczyciel ma w mieszkaniu nieużywany pokój, mimo porzucenia wyglądający na zamieszkały. Rzadko który mężczyzna dysponuje wcale sporym wyborem typowo dziewczęcych ubrań. Kocur zdołał zaopatrzyć swojego gościa w koszulę nocną (skrojoną, jak na miarę), płaszczyk na zmianę (nieco inny, ale złośnicowemu trzeba przecież doszyć brakujące guziki), nawet kilka kompletów bielizny - niestety, ze względu na rozmiar stanika, użytecznych tylko w połowie. Złośnica nie pytała. Spoglądała najpierw zdziwiona, potem - gdy już obejrzała sobie pokój oddany jej do użytku - jakoś tak melancholijnie. On nie zdołał zauważyć tego od razu, ucieszony bardzo dobrze widoczną ulgą na jej obliczu. To było przecież najważniejsze, po to Kocur zaryzykował tak dwuznaczną propozycję. Chciał, by mogła cieszyć się z życia, jak każda dziewczyna w jej wieku powinna. Na tym wszak polega nauczycielska odpowiedzialność, czyż nie?
Leżał w ciemnościach, wciąż jeszcze przytomny, gdy ona, być może przekonana, że śpi, stanęła obok jego łóżka. Myślała nad czymś, może spoglądała tylko? Tego Kocur nie miał jak wiedzieć. Chwila dość długa minęła, potem ciche westchnienie zaznaczyło początek kolejnej. Zaczął zasypiać i usłyszane słowa zostawiły wrażenie, jak gdyby śnił już.
- Tym razem ci wybaczę. Dobranoc, głupku.