Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


czwartek, 18 marca 2010

Randka

Dlaczego zwyczajna dziewczyna, w wieku licealnym, wybrała sobie na randkę seans kinowy o wdzięcznych przygodach grupy samurajów, którzy, zdradzeni przez swego władcę, poprzysięgli krwawą zemstę na całym jego dworze, zaprezentowaną naturalistycznie, szczegółowo i rozwlekle przez niemal połowę filmu? Tego Kocur nie potrafił zgadnąć. Siedział więc tylko, zdecydowany nie wykonywać w jej kierunku żadnych niepotrzebnych ruchów. Ani takich, które mogłyby być z owymi nieopacznie pomylone. Ani takich, które można by pomylić z takimi skorymi do pomylenia z tymi niewłaściwymi. Bądź co bądź był nauczycielem, ona była jeszcze dzieckiem i żadna romantyczna atmosfera sali kinowej nie zaburzy tego porządku. Bardziej zresztą wyglądał na ojca z córką. Wyjątkowo intensywnie wpatrzoną w krojone ciała córką.
Złośnica za to, najwyraźniej, miała daleko w sferze ignorancji rozterki siedzącego obok. Calutki seans nie oderwała wzroku od ekranu, by wreszcie przy napisach końcowych nie wytrzymać i ryknąć płaczem. Na szczęście byli na seansie sami (Kocur dziwił się zresztą, że tak niszowe filmy są gdziekolwiek wyświetlane) i nie miało to zdarzenie większych konsekwencji. No, pominąwszy może urocze rumieńce na jej policzkach i wściekły wzrok, którym obdarzała otoczenie, tuż po uświadomieniu sobie własnego zachowania.
Dlatego być może zwyczajna dziewczyna, w wieku licealnym, wybrała sobie na ciąg dalszy randki kolację w cukierni. Musiał Kocur przyznać, że był pod wrażeniem, obserwując, jak Złośnica, bądź co bądź bardzo daleka od otyłości, pochłania cały stos czekolady w najrozmaitszych formach. Przestała, z niemałym oburzeniem, dopiero, gdy Kocur kategorycznie stwierdził, że skończyły mu się pieniądze. Wolał zresztą nie dowiadywać się, ile ona jest w stanie zjeść. Odetchnął z ulgą dopiero, kiedy zdołał wyciągnąć ją z, pochłaniających fundusze, okowów miejsca wiecznej zakupowej rozpusty.
Dlaczego na koniec znaleźli się na brzegu pobliskiej rzeki, można doskonale zrozumieć. To w okolicy jedyne miejsce, nadające się do romantycznego zakończenia romantycznego wieczoru.
- Pocałuj mnie - szepnęła mrucząco (czy może zamruczała szeptem), odwracając wzrok od majaczących w oddali świateł zasypiającego powoli miasta, wlepiając, błyszczące nastrojem chwili, oczy w jego. Stała bardzo blisko, można było wyczuć jej przyspieszony oddech, gorąc, skrywającego natłok uczuć, serca.
- Nawet sobie tak nie żartuj.
Kocur błyskawicznie odsunął się na dwa kroki i popatrzył karcąco. Pouczająco. Złośnica w odpowiedzi tylko się ucieszyła.
- Idiota. Normalny facet by skorzystał z okazji.
- Widać nie jestem normalnym facetem. Zadowolona z randki?
- O tak! Będę taką chciała codziennie. - Siorbnęła ostatni łyk czekoladowego mleka, złapała, oparty o barierkę, pokrowiec i uśmiechnęła się uprzejmie. - A teraz już chyba na mnie czas.
- Ja ci dam codziennie. - Kocur właściwie nie miałby nic przeciwko, gdyby nie prędkość znikania zawartości portfela. Dlaczego randki muszą tyle kosztować? Przecież sprowadzanie takich spotkań do "wydaj na mnie wszystkie swoje pieniądze" mija się z celem. No, ale tak podobno funkcjonują kobiety. Prawdopodobnie to dla ich partnerów test, w którym sprawdzają, czy swą wspaniałością dostatecznie przewyższają doczesną marność waluty. - Dokąd cię odprowadzić?
- Wyglądam na małą, bezbronną dziewczynkę? Poradzę sobie.
- Ja tylko próbuję być uprzejmy.
- To może zaprosisz mnie do siebie na noc? - spytała zgryźliwie, ale i z nieskrywanym zaciekawieniem. A może z nadzieją? Kocur, poza zdębieniem zupełnym, postanowił zainteresować się nią solidniej. Czy ona na litość wszystkich bogów oczekiwała, że to zrobi? Takie pytania, zadane z taką swobodą, słyszane od licealistki, nie brzmiały, jak dobry objaw. Być może to tylko myślenie starej daty, ale na pewno, jeśli jest jakiś problem, nie zostawi go bez rozwiązania!
- Wiesz, że nie mogę tego zrobić. No i nie chcę, oczywiście.
- Nie chcesz... - Zawód w jej głosie to zdecydowanie nie było to, czego by się tam spodziewał.
- Złośn...
- Dlaczego ty mnie właściwie nazwałeś Złośnica, co? Czuję się obrażona!
- Moje uniżone przeprosiny. - Uśmiechnął się pod nosem. Był pewien trafności nadawanych przez siebie imion, a jakimiś przecież powinien się móc posługiwać. - Chciałbym, żebyś wiedziała, że z każdym problemem możesz przyjść do mnie. Postaram się pomóc.
Zabrał od niej kartonik, wyjął z ust słomkę i umieścił odpadki w koszu (Złośnica miała ciekawy talent nie trafiania do niego). Był okropnie zmęczony.
- Z każdym. Jasne. Zapamiętam.
- A teraz, skoro nie jestem już potrzebny, pójdę sobie. Uważaj w drodze powrotnej, dobrze?
- Jasne.
Kocur powlókł się w kierunku domu pełen mieszanych uczuć, pustego portfela i nowych doświadczeń. Musiał przyznać w duchu, że nawet mu się podobało. Towarzystwo jednej, zamiast trzydziestu, młodej dziewczyny działało orzeźwiająco.
Złośnica tymczasem, tłumacząc sobie w duchu, że i tak przed chwilą zadeklarował chęć pomocy, powlokła się za nim.