Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


środa, 3 marca 2010

Przypadek Złośnicy

Było już dobrze po piątej, gdy udało się opuścić tereny szkolne. Wyznawał zasadę, iż postanowienia najlepiej realizować natychmiast, toteż tego dnia jeszcze, tuż po skończonej lekcji, razem ze Śpioszkiem i trzema innymi uczennicami, obłaskawił wizytą Harpię. Formalności troszkę potrwały - nie był to oczywiście pierwszy klub w szkole, tworzony z inicjatywy uczniowskiej, ale jego specyfika wymagała szczególnej atencji. Stary Budynek, jak się Kocur przy okazji dowiedział, to niewielka budowla z tyłu głównego gmachu, kiedyś mieszcząca w sobie szkołę podstawową. Szkołę zlikwidowano, tuż obok wybudowano liceum, a Stary Budynek począł służyć do zaspokajania nadprogramowych potrzeb przestrzennych. Składzik sportowy, magazyn spożywczy i sanitarny, część biblioteki, kilkanaście klubów, gabinet psychologiczny i pedagogiczny - to wszystko znaleźć można było właśnie tam. Klub herbaciany, wstępnie nazwany "Pod Ukwieconą Filiżanką", wymagał pomieszczenia z dostępem do bieżącej wody, co, jak się okazało, nie było trudne. Kocur oczywiście nie miał zamiaru brać udziału w dekorowaniu, przygotowywaniu plakatów i opracowywaniu menu. Obiecał tylko zaglądać, podpisał zobowiązanie sprawowania opieki nad klubem, by wreszcie zostawić rozpalone entuzjazmem dziewczęta sobie samym i udać się do domu.
Mijał niewielki, zadrzewiony skwer, wyznaczający połowę drogi do przystanku tramwajowego, gdy jego wzrok przyciągnął widok cokolwiek interesujący. Oto na ławce - mokrej zresztą od deszczu, który padać przestał ledwie godzinę temu - siedziała sobie Złośnica, jak gdyby nigdy nic popijając wodę mineralną z półlitrowej butelki. Na mundurek szkolny zarzucony miała tylko lekki, dość elegancki, czarny płaszczyk, który równie znakomicie pasował do jej kruczoczarnych włosów, co gryzł się z prostotą białej bluzki i granatowej spódniczki. Nogi ozdabiały przyduże kozaki na grubej podeszwie, również czarne, skórzane i z niemałą ilością paskowych zapięć. Obok niej jakiś długi, cienki przedmiot w miękkim pokrowcu odpoczywał, oparty o mało dziewczęcy plecak.
Kocur zastanowił się parokrotnie. W domu czekały na niego kolacja, kolekcja starych płyt i ulubiony fotel. No ale przecież mu nie uciekną - będzie je miał również jutro. Dlatego, dość niespiesznym krokiem, ruszył w jej stronę.
- Zupełnie nie umiesz dobrać stroju - zagadnął, siadając ciężko obok. Niestety, za późno przypomniał sobie o wszędobylskiej wodzie. Trudno, mokry tyłek jakoś przeżyje.
- Pan się akurat zna - prychnęła.
- Kocur, a nie Pan. Czemu nie było cię w szkole?
- Mam dzisiaj urodziny - dla odmiany mruknęła, wpatrując się z wyraźnym brakiem zainteresowania w przejeżdżający nieopodal samochód. Skończyła już pić, brutalnie wepchnęła butelkę do plecaka.
- Za każdym razem, gdy masz urodziny, opuszczasz zajęcia?
- Tak. Zawsze to jakiś prezent, prawda?
Miała trochę racji. On sam w dzień urodzin miał ochotę zignorować zasady i zobowiązania, i zrobić cokolwiek, na co akurat miał ochotę.
Nie zdążył jeszcze poznać wszystkich swoich podopiecznych, w tym Złośnicy. Może ten przydomek wcale do niej nie pasował? Teraz, poza szkołą, wydawała się dużo mniej zgryźliwa. Miał okazję przyjrzeć się z bliska, a przyznać trzeba, było czemu. Pomijając już nawet estetykę zgrabnego i chyba dość wysportowanego ciała, zwyczajnie podobała mu się ta śliczna twarzyczka, obdarzona gorejącym wzrokiem i ciągle nieco naburmuszoną minką, przykryta nie-do-końca ułożoną czupryną, czarnych jak ciemna noc, włosów. Uśmiechnął się więc do niej, a po chwili uśmiechnął szerzej jeszcze, w odpowiedzi na obrażone prychnięcie.
- Czego P... chcesz właściwie? Pouczać mnie, czy spróbować zyskać przychylność? A może lubisz uwodzić swoje uczennice, a? Stary zbereźnik!
Mina zrzedła mu powoli. To jednak była Złośnica. Mistrzyni fachu.
- No? Bo jeszcze nas tak kto zobaczy i będą plotki. Ja prędzej ci dokopię, niż dam się uwieść. Nie weźmiesz mnie tak łatwo, bo ja potr...
- Uciszże się! - wydusił wreszcie. Zrobiło mu się gorąco. Co ona wygaduje?
Złośnica tymczasem przemieniła się natychmiastowo w bliskie płaczu, niewinne dziewczę i utkwiła w nim przerażone spojrzenie.
- Pan krzyczy. To... To już podpada pod molestowanie! - chlipnęła sobie w najlepsze i odsunęła się, sięgając po oparty obok przedmiot w pokrowcu. - Proszę przestać, bo ja mam się czym bronić. To panu nie ujdzie na sucho.
Kocur zbaraniał, zkoział, zkrowiał. Właściwie, to chyba nie istnieje zwierzę o równie bezmyślnym wyrazie twarzy, co jego. Gapił się bezczelnie na diablicę o minie aniołka, próbując przekonać samego siebie, że nie chce jej udusić. Na szczęście głosu mu jeszcze nie odebrało.
- Czy ty jesteś aktorką? - wypalił wreszcie z siebie jedyne, co przyszło mu do głowy.
- Nieee. - Obraz molestowanej dziewczynki pierzchnął. Złośnica nonszalanckim ruchem poprawiła włosy i popatrzyła odrobinę łaskawiej. - Ale podobno mam talent. No i uważam, że to dobra zabawa.
- Zabawa - potwierdził drewnianym głosem. Gdzieś z głębi serca wychynęła nadzieja, że ona jest jedynym tak oryginalnym okazem w jego klasie. A właśnie! Klasa! - A właśnie! Szkoda wielka, że nie było cię dzisiaj. Założyliśmy klub herbaciany. W odpowiedzi na pierwszą prośbę pomocy, którą dostałem.
- Prośbę pomocy?
- No, przecież umówiliśmy się, że każda z was będzie pisała swoje prośby na karteczkach i ja będę po kolei starał się wypełnić.
Złośnica zdawała się nie rozumieć o czym mówi, ale tylko przez chwilę. Nagle niebezpieczny uśmiech rozświetlił jej oblicze. Rzuciła się na swój plecak i szarpnięciem wydobyła wspomnianą karteczkę oraz długopis. Chwilę pisała coś na kolanie, by zaraz wręczyć mu uroczyście stworzone dzieło.
Na pogniecionym, niewielkim skrawku papieru widniał bezczelnie, niezaprzeczalnie i absolutnie bezlitośnie napis: randka.