Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


poniedziałek, 4 stycznia 2010

Prolog, część trzecia: Przypadek Śpioszka

Na liście było ponad dwadzieścia pozycji - w ramach "rozgrzewki", jak to niektóre z nich nazwały. Parę prostych, niewiele znaczących kłopocików, którymi sprawdzą sobie jego skuteczność, oddanie sprawie i kto wie, co jeszcze. Może to jednak nie był dobry pomysł?
Odchrząknął znacząco i dobrotliwym wzrokiem powiódł po sali, pełnej jego pociech. Instynkt - ten, który zwykł ostrzegać zwierzęta przed znacznie większymi od nich i głodnymi drapieżnikami, grasującymi po okolicy - podpowiadał, że to jedne z ostatnich chwil, gdy pozory niewinności utrzymywały się na dziewczęcych twarzyczkach. Po chwili opamiętał się, wrócił wzrokiem do własnych bazgrołów i odcyfrował pierwszą notkę.
- Szkolna stołówka serwuje tylko trzy rodzaje herbaty. To niedopuszczalne. Trzeba zrobić wszystko, by naprawić to karygodne zaniedbanie. Błagam o wsparcie. Niechże sobie przypomnę która to... - Jego wzrok zatrzymał się na ciemnowłosej, dość chudej i niezbyt kształtnej, ale za to ewidentnie wysportowanej, dziewczynie, która balansowała właśnie sporej wielkości nóż na małym palcu lewej dłoni. Kocur zmarszczył brwi.
- Panienko nożowniczko. Czy to nie twoja prośba?
Zignorowała go. Przegrał zawody o chwilę uwagi z kawałkiem stali. Niedoczekanie.
Wstał spokojnie, splótł dłonie za plecami (mając nadzieję dodać sobie nieco dostojności) i, ignorując przerażone spojrzenia niektórych, podszedł do Zabójczyni. Na szczęście nie przyszło mu do głowy odbieranie jej narzędzia potencjalnych zbrodni. Ograniczył się do uprzejmego uśmiechu.
- Bardzo dokładnie pamiętam, że to ty właśnie wręczyłaś mi notkę o takiej treści. Proszę więc o szczegóły.
- Ja ją pisałam, ale to nie moja prośba - mruknięciu towarzyszyło zręczne przekazanie noża małemu palcowi prawej tym razem dłoni.
- Czyja więc?
Nieznaczny ruch głowy wskazał mu ławkę kawałek dalej, przy oknie. Kocur odwrócił się, podszedł dla pewności bliżej... i wciąż nie wierzył własnym oczom. Identyczna wyglądem z Zabójczynią, jeszcze chudsza i drobniejsza, spała. Na jego lekcji. Na poduszce ze splecionych rąk, z półotwartymi ustami - spała. Na jego lekcji! Niedoczekanie.
Siostry to zapewne. Albo klony. To akurat było mu obojętne. Z mordem w oczach, podświadomie rejestrując zadziwiającą (rozbawioną i zaciekawioną przy tym) ciszę wokół, nachylił się do owej bezczelnej, pogładził po włosach i...
- Śpioszku. Śpioszku..! Zbudź się proszę - wyszeptał najbardziej namiętnym szeptem, na jaki było go stać. Po sali rozniosło się parę zachwyconych westchnień.
Śpioszek powoli rozchyliła powieki.

Wędrowała przez pustynię, sama nie pamiętała, jak długo już. Niemiłosierny żar, opiekającego ją na chrupko Słonka, odbierał siły w tempie wręcz przerażającym. Piasek zdawał się żywy - bezbłędnie wynajdował zakończenia nerwowe na skórze jej gołych stóp i parzył, palił. Może i zniosłaby to wszystko, może miałaby szansę przeżyć, ale nie pamiętała już kiedy ostatnio piła herbatkę! To było tak dawno, tak okrutnie dawno. Do tego nie spała już trzy dni. Nie potrafiła walczyć, nie chciała. Kolejne piaskowe wzgórze powitało ją, gdy opadała na plecy. Spękane usta coraz wolniej czerpały powietrze, porwane ubranie narażało na kolejne oparzenia. Taki miał być jej koniec. Była jeszcze młoda, jeszcze nie zdążyła znaleźć ukochanego. No i nie mogła nawet przed śmiercią napić się herbatki.
Nagle, jakaś sylwetka przesłoniła śmiercionośne światło. Tak dawno niezaznany cień oplótł ją namiętnie, czyjaś dłoń wygładziła wysuszone kosmyki włosów. Usłyszała głos. Ciepły, szepczący, niesamowicie nęcący...
- Nie przystoi, by kwiat tak piękny zmarniał na pustyni. Jeśli zechcesz pani własnością tego skromnego ogrodnika stać się, nie zbraknie ci już nigdy sił do życia. Dlatego zbudź się proszę.
A ona, z twarzą całą czerwoną (od opalenizny naturalnie), pozwoliła wziąć się w ramiona, porwać, ubezwłasnowolnić.
- Taaaak... - jęknęła tylko, obejmowana silnymi, męskimi ramionami.

- Naprawdę cieszy mnie, że się zgadzasz. - Kocur rozbawionym spojrzeniem obserwował, jak Śpioszek czerwieni się na twarzy, może nieco nazbyt mocno, jak na taką sytuację, jak wpatruje się w niego nieodgadnionym, roziskrzonym wzrokiem i jak czerwieni się mocniej jeszcze, gdy klasa nie wytrzymała wreszcie, wybuchając śmiechem.
- Zatem, cóż to za problem ze stołówką i herbatami? - zapytał wreszcie łagodnie. Jego rozmówczyni wyglądała na skłonną do ucieczki.
- No... - zaczęła absolutnie nieprzewidywalnie. - No bo tam mają tylko trzy rodzaje. I do tego niedobre takie. No i pomyślałam, że może da się coś z tym zrobić. Bo przecież jest tyle wspaniałych herbatek. Wszyscy by się od razu lepiej czuli, gdyby dawano im coś naprawdę smacznego do picia! - Pełne nadziei wpatrzenie, spąsowiałe od niewinnego, dziewczęcego zawstydzenia policzki, zmierzwiona od snu fryzura, piękne oczy. Te oczy... Jak mógłby im odmówić? Nie mógłby. Jeszcze nigdy ktoś tak niepozornie piękny nie błagał go, z takim zaangażowaniem, o pomoc w tak trywialnej sprawie. Chyba... Chyba się zakochał.
- Oczywiście, że coś z tym zrobimy! - zakrzyknął z entuzjazmem ten, co przez całe życie nie wypił herbaty innej, niż najtańsza ekspresowa, dostępna w sklepie za rogiem. W klasie natychmiast zapanowała ogólna szczęśliwość, docierały do niego spojrzenia pełne akceptacji, pomruki poparcia i uprzejme propozycje, by zajął się sprawą od razu. Widać Śpioszek swą prośbą wypowiedziała potrzebę całego ludu.
A te jej oczy...