To był trudny poranek. Kocura organizm poddał się gdzieś w środku nocy i położył go na biurku, wśród spiętrzonych raportów, wyników z laboratorium, spisanych zeznań, rysopisów. Znakomity przypadek wnoszenia pracy w zacisze domowe. Pracoholizm? Z pewnością, choć dla porządku przyznać trzeba, że niejako przymusowy. Talent w dowolnej dziedzinie zwykle eksploatowany jest mocniej, częściej, bezlitośniej, niż beztalencie. Na możliwość wypalenia się owego talentu, lub motywacji do z niego korzystania, nie wpadł chyba nikt jeszcze.
Ktoś tu jednak był, na szczęście, czuwał. Z pleców Kocura zsunął się koc, lampa w pokoju była zgaszona. Tylko zza zamkniętych drzwi sączyło światło, obleczone w zapach porannej kawy. Czy to już ta godzina?
Kilka chwiejnych kroków, rozsunięcie zasłon. Okno zawibrowało paletą barw wschodzącego, zimowego Słońca. Biurko zawibrowało również, marudzeniem telefonu komórkowego.
- Tu Kocur - poinformował urządzenie Kocur, nieco zirytowanym ruchem wydobywając je spod pliku kartek.
- Miałeś być w pracy dwie godziny temu! - rozbrzmiało z plastikowego głośniczka zaufanym, marudzącym głosem.
- Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek z niej wyszedł - wysilił się na niezadowolone mruknięcie, wolną ręką niechętnie wyławiając z biurka dokumenty, potrzebne na dziś. Z okolic przedpokoju szczęknęły drzwi, gdy jego siostra ruszyła do szkoły, zapewne wciąż urażona wczorajwieczorną kłótnią. Była niemal dorosła, braciszek nawet bardzo dorosły, a wciąż spierali się bezsensownie i zjadliwie, o zupełne bzdury. Kto pozmywa naczynia? Kto zostawił przemoczony ręcznik w kuchni? Kto pomoże komu w matematyce? Kto zapomniał zrobić drugiemu śniadanie? Kocur wiedział dokładnie, o czym świadczyły tak przyziemne powody do sporów. Wiedział, a jednak wciąż dawał porwać się chwilowym emocjom. Zupełnie, jak gdyby czekała ich nieskończona ilość wygodnych jutr.
Pokój zamilkł bardzo znaczącym milczeniem, gdy dzwonek telefonu rozbrzmiał wreszcie, zwiastując ostateczne konsekwencje minionych, koszmarnych godzin.
Kocur zestresowanych ruchem podniósł słuchawkę, przyłożył do ucha.
- Co postanowiłeś? - mruknął nieco niechętnie, ale z tłumioną nadzieją.
- Mówiłem ci przecież, ja nie mam kontroli!! Ja nie chcę tego, nie chcę. To twoja wina. Coś we mnie mówi, że to ma z tobą związek. Wyjaśnisz mi to?! - krzyki porywacza, z którym Kocur i jego zespół zmagali się całe popołudnie, zamarły w oczekiwaniu na odpowiedź. Sytuacja była podobnie niebezpieczna, co niezrozumiała. Młody nauczyciel, na koniec zajęć szkolnych, porywa jedną z uczennic i zamyka się z nią w komórce z przyrządami sportowymi i ogrodniczymi na tyłach gmachu. O ile wiadomo, ma przy sobie broń palną i jest wysoce niestabilny psychicznie, co on sam uzasadnia nagłym napadem obcej woli, kontrolującej jego poczynania. Tożsamości dziewczyny nie udało się ustalić, nikt w szkole nie był w stanie zidentyfikować brakującej uczennicy. Samo pomieszczenie, a właściwie przybudówka, wykazała się solidnością budowy godną bunkra - okien brak, drzwi pancerne, otwory wentylacyjne o średnicy kilku centymetrów. Rozważano użycie gazów łzawiących lub usypiających, ale porywacz zdawał się przewidywać każdy pomysł i groził, że strzeli natychmiast, gdy poczuje senność lub usłyszy gmeranie w ścianach.
- Dobrze wiesz, że nie mam jak tego wyjaśnić. Może powinniśmy pogadać o tym w spokojniejszych okolicznościach? - Kocur, mimo kotłujących się w nim emocji, mówił spokojnym, przekonującym tonem.
- Na to już raczej za późno - padła odpowiedź.
- A to dlaczego? Na rozmowę nigdy nie jest...
- Ja muszę ją zastrzelić. To taki system kontroli. To pomoże cieniom.
Kocur zamknął oczy i policzył w myślach do trzech. - Wiesz, że nie mam pojęcia, o czym mówisz. Ale bardzo chciałbym zrozumieć.
Rozgoryczony, zmęczony głos w słuchawce roześmiał się.
- Ty to wszystko rozumiesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Nie pamiętasz! A przecież sam się na to zgadzałeś.
- Nigdy nie zgodziłbym się na grożenie zabójstwem niewinnej dziewczynie.
Kocur spróbował uniknąć myślenia o niepewnych spojrzeniach, padających wokoło w wyniku tej wymiany zdań. Przecież nie miał pojęcia, o czym ten szaleniec mówi!
- Wiesz, ona nie należy do tej szkoły - padło tymczasem.
- Rozumiem. To wyjaśnia, czemu nie mogliśmy...
- Przyszła tu do swojej przyjaciółki - głos kontynuował. - Pozwierzać się. Jaka to kłótnia z braciszkiem miała wczoraj miejsce. Jak to nie wiedziała co zrobić, kiedy wróci do domu.
Kocur drgnął. Nieświadomie ścisnął mocniej słuchawkę. Spokój umysłu okazał się zrobiony z piasku, cichym szumem odpływającego teraz ku nicości, bezbronny w walce kwitnącego przerażenia z rozumem.
- ...
- Chyba mam rozwiązanie dla jej zmartwienia. - Ostatnie zdanie padło nie ostrzegając zupełnie, że jest ostatnim. Nie było szans na protesty, na krzyki lub groźby. Padł strzał. Potem drugi. Trzeci był stukot spadającej na biurko słuchawki telefonu.
Kocur ocknął się z otępienia - a może to była drzemka - akurat w porę, by usłyszeć szkolny dzwonek. Obrzucił wzrokiem klasę, rzucił dziewczętom lekki, wymuszony uśmiech.
- No, to już koniec na dzisiaj. Uważajcie na siebie, zobaczymy się jutro!
Rejwach wybuchł natychmiast, hałaśliwą chmurą skłębiając się ku wyjściu z sali. Padały komentarze o markotnym dzisiaj wychowawcy, o przydługiej pracy domowej z historii, o promocji w pobliskiej cukierni. Świat niezmącenie transformował obecną teraźniejszość w kolejną, taką kwant czasu później.
Zmęczonym ruchem, Kocur spuścił głowę i oparł ją na rękach, wspartych na biurku. Zamknął oczy. Pamięć budziła się do życia, pamięć o życiach, o światach, o decyzjach, o uczuciach, o obietnicach. Czaszka sugerowała możliwość pęknięcia w każdej chwili, świadomość już się nawet nie broniła.
Bliski zemdlenia, wyczuł przed sobą, za biurkiem, czyjąś obecność. Czyżby któraś z uczennic została, by porozmawiać?
- Nie podnoś wzroku - padł błagalny rozkaz. Czyj to był głos? Znajomy, łagodny, skrywający zarówno olbrzymi smutek, jak niewyczerpaną siłę.
- Za chwilkę przypomnisz sobie wszystko - głos mówił dalej. - Zanim to nastąpi, chciałam przeprosić. Niezależnie od powodów i decyzji, nie powinnam pozwolić, byś przechodził przez to wszystko. Przepraszam.
Kocur uśmiechnął się lekko. Ze strumienia wspomnień, w skupieniu wyłowił przyczyny i cele.
- Uganiałem się za siostrą, która istniała tylko w snach - zaczął powoli. - To zawsze były sny.
Niespieszna cisza nie potwierdziła, nie zaprzeczyła. Ale on już wiedział, rozumiał.
- Zawsze bezbłędnie wpadałem w kłopoty, ganiając za duchem. I najpewniej, w końcu, dopełniałem żywota, uruchamiając twoją pierwszą bramę, przez którą mogłaś przeprowadzić wszystkich do nowego świata. Sprytne.
- Przepraszam - cichy głos zabrzmiał szczerą skruchą.
- Doprawdy, takich pomysłów spodziewałbym się raczej po naszej pani z jeziora.
- Przepraszam!
- Ależ, sam zgodziłem się na taką rolę...
- Nie podnoś wzroku - ten rozkaz nie miał w sobie błagania, a siłę, która niemal przygniotła Kocura do biurka, zanim jeszcze zdążył zrealizować zamiar spojrzenia na rozmówczynię.
- Nie powinieneś teraz mnie widzieć - padło wyjaśnienie. Głos przesunął się, zmierzając ku wyjściu z sali.
- Czyli plan się powiódł? Otworzyłaś trzecią bramę?
- Tak - dobiegło z okolic drzwi.
- Rozumiem - odparł Kocur z ulgą w głosie, ale niepokojem w sercu. Buszowanie pośród pamięci generowało ból głowy, a dawno zapadłe decyzje, które wtedy, na polu bitwy, wydawały się tak słuszne i proste, teraz swym spełnieniem przynosiły strach. - Co zatem zrobić mamy teraz?
Odpowiedziała cisza. Brak szumu zza okien, brak hałasów na korytarzu. Ukradkiem, ostrożnie, Kocur zerknął w lewo. Zdążył wychwycić kant białej sukni i kosmyk złocistych włosów, znikające za framugą.
- Teraz... - Łatwy do przeoczenia szept, niczym dochodzący z bardzo, bardzo daleka, przemknął po ostatnich sekundach tego snu. - Teraz wszystko zależy od...