Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


środa, 21 maja 2014

Trzepot

Na pograniczu wrzasku i grzmotu, coś rozcięło pławiące się w zachwycie strumienie słonecznego blasku. Niepomne uroczystemu nastrojowi niżej, na powierzchni, zupełnie znienacka obładowało powietrze napięciem, protestem, siłą. Trochę jak potężny ryk, którego nie słychać żadnym z podstawowych pięciu zmysłów, porażające uczucie, że to jeszcze nie koniec inauguracji, że coś jeszcze musi się wydarzyć, aby dopełniono odczłowieczającej pełni światłości
Poddani dworu zatrzymali się, zaprzestali uroczystego zezwierzęcenia. Niepewnym spojrzeniem obdarzyli swoją królową, swoją władczynię, swój sens istnienia. Zupełnie, jak gdyby było tu miejsce na zwątpienie.
Śpioszek z nienaruszonym spokojem obserwowała, jak grzmotliwe niebo wypluwa z siebie Zabójczynię, rozmytą dymiącą nierealnością, nie do końca zdefiniowaną w pojęciu życia, niesioną pełnią, odzyskanej za pośrednictwem trzeciej bramy, mocy. Nawet kontury jej kształtów drżały z przestrachu przed doprecyzowaniem takiej potęgi, gdy opadła z wolna przed oblicze lokalnej władczyni wszechbytu.
- Siostrzyczko. Postanowiłaś do mnie dołączyć? - Przybyła poruszyła ustami w odpowiedzi, ale zabrakło dźwięku. - Oczywiście, nie odpowiesz mi. Kilka chwil temu zmiażdżyłam ci struny głosowe.
Zabójczyni skrzywiła się. W obecnym stanie nie czuła bólu, ale oddychanie przychodziło z trudem. Zacisnęła mocniej dłoń na nożach, które ukradła z kuchni, i prędkim spojrzeniem obrzuciła okolicę. Jeśli spróbuje tutaj walczyć, pozabija dziesiątki ludzi.
- Dla komfortu obecnych pozwól, że wypowiem słowa, które sama chciałabyś ogłosić - przerwała rozmyślania Śpioszek, bardzo grzecznie zresztą. - Przybyłaś, aby mnie powstrzymać.
Oczywiście, chciałaby zatrzymać bieg wydarzeń. Musiała jednak przyznać, że nie przemyślała zbyt dokładnie metody dokonania tego. Walczyć? Z nią? Z istotą, którą przysięgła chronić, której ochrona stanowi o całym jej istnieniu? Czy właśnie w tym celu podniosła się z kałuży krwi, runęła ku temu miejscu?
Ledwie wyczuwalna dłoń przesunęła się po, rozdygotanym niemal-istnieniem, policzku Zabójczyni, w jednej chwili doprowadzając go do porządku, podobnie jak całe jej ciało. Potęga, z takim trudem wydobyta z czeluści duszy, zniknęła natychmiast, ustępując miejsca zwyczajnemu człowieczeństwu.
- Prawda jest jednak taka, że przybyłaś wypełnić swoje przeznaczenie - kontynuowała Śpioszek, tym razem półgłosem. - Tak wiele, wiele lat ktoś więził cię w bezświadomości, byś w najważniejszym momencie zwyczajnie... - Nie zdążyła dokończyć. Bezbłędnie, ale też w absolutnie ostatniej chwili, uniknęła gorącego, morderczego wyładowania energii, wystrzelonego gdzieś z oddali. Wiedziała oczywiście, kogo nie nauczono, że wypada zaczekać do końca czyjejś rozmowy.
Lalka stała kilkanaście metrów dalej, z wyciągniętą przed siebie prawą ręką oraz podtrzymującą, lewą. Nieco abstrakcyjna, misterna konstrukcja o wyglądzie stopionych, nadwęglonych kawałków stali, otaczała przedramię. Pomiędzy palcami, które, mimo bezruchu, sprawiały wrażenie odtwarzanych w zwolnionym tempie, koncentrowała się już kolejna porcja niezidentyfikowanej mocy.
- Czy wiesz, jak uciążliwe jest rekonstruowanie się za każdym razem, gdy uruchomisz kolejny świat? - zagaiła z lekką pretensją niedoszła ofiara wypadku samochodowego.
Śpioszek westchnęła cicho. - Jesteś fragmentem symulacji. Nie znajduję powodu, byśmy...
- Jak to nie?! - wykrzyknęła Lalka. Kilka kolejnych, nieco większych już, kawałków metalu bezgłośnie wysunęło się spod skóry na jej ramionach. Smutnawy, elektroniczny uśmiech zagościł na twarzy. To tak miało wyglądać przeznaczenie, o którym słuchała od momentu narodzin. - Nie wybaczę ci tej sukienki, którą ostatnio wykupiłaś przede mną!
Adresatka przejmującej pretensji odwzajemniła uśmiech. - Niech i tak się stanie. Będę zmuszona przyspieszyć pewne wydarzenia.
Niemal natychmiast po wybrzmieniu tych słów, zza pleców Lalki rozległy się krzyki. Z początku niepewne, nieprzekonane o przyczynach swego zajścia, by zaraz przeistoczyć w zmrażający krew wrzask bólu, zaskoczenia i rozpaczy. Wszystkie chyba spojrzenia skupiły się na źródle hałasu. Bombka, w objęciach Motyla, wiła się, oddychała ciężko, ściskając kurczowo swój brzuch, który... rósł w oczach, w nieprzyjemnym tempie, przy akompaniamencie organicznych odgłosów protestującego ciała. Trwało to dosłownie kilka chwil, aż do osiągnięcia rozmiaru właściwego zaawansowanej ciąży. Wtedy pojawiły się gorsze jeszcze dźwięki. Trzepotanie. Tysiące, może miliony trzepotań, wybuchły czarną chmurą spod sukienki swojej mamy. Tysiące, może miliony czarnych ciem rozpierzchło się we wszystkich kierunkach, na chwilę wypełniło okolicę rozedrganą ciemnością, by wreszcie, niczym wir liści, zatańczyć dokoła Śpioszka.
- Co to za sztuczka? - zapytała zestresowanym głosem Lalka, nie zmieniając pozycji wycelowanych przed siebie rąk. Próbowała zignorować, dobiegające z tyłu, jęki i łkanie. Nawet pozostali ludzie, mimo ciągłego zadurzenia w swoim bóstwie, sygnalizowali zaniepokojenie. Ktoś, z braku uprzedzeń, zakrzyknął o pokazie cudownej mocy. Ktoś inny, zapewne realista, napomknął o sądzie nad cywilizacją. Ktoś wreszcie, szkolony chyba w konwencjach religijnej bezmyślności, sugerował nazywanie Bombki świętą. Spojrzenia, wierne, poszukujące, bez wyjątku skupiały się na jednej tylko istocie.
Niech dane wam będzie powrócić ze studni oczyszczenia - wyrecytowała melodyjnie Śpioszek, przywracając lewitującym wokół niej punktom czerni życie.
Lalka zadrżała, obezwładniona uświadomieniem sobie, gdzie wcześniej słyszała to zdanie. Z przerażeniem zarejestrowała ćmy, wdzierające się każdym możliwym otworem do ciał ludzi. Odgłosy zaskoczenia, szamotanie, stłumione krzyki rozlegały się zewsząd, coraz dalej, coraz więcej i prędzej. Nie tylko tu na miejscu, ale też z oddali, z sąsiednich ulic, z kolejnych pięter i dzielnic miasta, z otaczających je pól, z pozostałych miast, z każdego ośrodka dumnej, ludzkiej cywilizacji. W końcu rzeczywistość zaczęła tracić spójność. Ponad strumieniami dźwięków wypłynął chropawy szum, o fakturze tak gęstej, że przywodził na myśl skłębione, musze larwy. Coś grzmotnęło, z przeszywającym zgrzytem puściły ostatnie szwy świata. Wilgotny, szary, niematerialny dym wypełnił powietrze, zasłonił wszelką rzeczywistość.