Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 26 maja 2013

Egzekucja

Na biurku, rzucona niedbale, tuż obok kilku zeszytów i książek, przez trzy dni z rzędu, domagała się uwagi. Ulotka, której nikt nie przeczytał, wypełniona słowami prawdy, której nikt nie poznał.
Czasami na ścieżkę przeznaczenia wchodzimy tak właśnie - niepamięcią o przedmiotach mało ważnych.

Lalka bywała na koncertach. Kameralnych oczywiście, w mało znanych klubach, prezentujących muzykę po prostu i muzykę tak bardzo. Nie gustowała w gatunkach, daleka była od koneserstwa. Lubiła słuchać, gdy grają, gdy śpiewają tak naturalnie, tak zwyczajnie, pośrodku sztucznego, nowoczesnego świata.
Tego wieczoru, na sam koniec piątkowego dnia, kiedy to chodniki toną w zadeptaniu rozrywkowego zrywu społeczeństwa, przekraczała właśnie wrota do Awersji - podrzędnego miejsca spotkań fanów muzyki tradycyjnej, obrzędowej i rytualnej. Ochota na usłyszenie czegoś sprzed wielu setek lat, czegoś z czasów zanim wymyślono słowa postęp, przemysł, technologia, wzbierała w Lalce całe już tygodnie. Oczywiście, że musiała tu przyjść.
Trzydzieści metrów kwadratowych sali, zaadaptowanej ze starego magazynu, wypełnione było aż po ściany. Niemały tłum przybył dziś, aby wysłuchać zawodzenia starych strun i głuchych bębenków. Taką popularność zyskały ostatnio dźwięki z otchłani historii, tak bardzo ludzie pragnęli uciec od wariackiego pędu współczesności!... Nie, ależ oczywiście, że nie. Lalka powinna była pomyśleć, powinna zawrócić. Być może zrobiłaby to po minutach kilku, kilkunastu, ale natychmiast po przybyciu straciła szansę na odwrót. Wielkie, dwuskrzydłowe, drewniane wrota zamknięto, a tłum wchłonął przybyszkę. Koncert właśnie się zaczynał.
Zgasły światła. Jedynie nikły, trupioblady blask pozwalał na odnalezienie wzrokiem sceny. Ciężka kotara rozsunęła się, na podwyższenie powoli, małymi kroczkami, wpłynęła grupka osób z ogolonymi głowami, ubranych wyłącznie w najprostsze, białe tuniki i suknie. W różnym byli wieku, różne przedmioty nieśli ze sobą. Ukłonili się widzom głęboko, usiedli w półokręgu. Połyskliwe misy i dzwony - po uważnych oględzinach takie właśnie wnioski podsuwały oczy - rozstawili przed sobą. Metaliczne, płynące dźwięki wypełniły dostępną przestrzeń. Musiały ulegać jakiemuś wzmocnieniu, gdyż ich niskie częstotliwości przenikały ciało, zagłuszały wszelkie inne odgłosy, transformowały powietrze w ocean fal, wibracji, wpędzały w otępiały trans. Bardzo szybko dziesiątki ludzi zamieniło się w bezgłośne, senne mary. Lalka, dziwnie odporna na efekty odurzającej muzyki, patrzyła na to wszystko z rosnącym zdziwieniem, a potem przestrachem - tym większym, im bardziej uświadamiała sobie, że spotkała już przecież kogoś, kto miał ogoloną głowę i proste, białe odzienie. Na potwierdzenie nie musiała długo czekać.
W towarzystwie pulsujących ścian dźwięku, przy kulminacji hipnotyzującego koncertu, kotara rozsunęła się raz jeszcze. Dwóch rosłych mężczyzn, wyglądem nie odbiegających od swych pobratymców, wniosło na scenę młodą dziewczynę z burzą czarnych włosów na głowie, każdy unosząc na barkach jedną jej rękę. Sprawiała wrażenie bezwładnej lub bardzo, bardzo słabej, była zresztą chuda, blada i drobna. Większość jej ciała zakrywały poplątane paski z szarego płótna, które przypominały bandaże.
- Niech dane wam będzie powrócić ze studni oczyszczenia! - rozległy się okrzyki. Identyczną frazę powtórzył każdy z grających, a na koniec dwaj mężczyźni, którzy pozostawili dziewczynę na skraju sceny i wycofali się prędko, skuleni niczym w pokłonie. Senna muzyka przybrała jeszcze na intensywności. Potem zaś...
Obraz zaczął drżeć. Trzęsienie ziemi...? Nie, to nie były prawdziwe wstrząsy, jedynie rzeczywistość traciła spójność, niczym ofiara przesunięć fazowych rozmywała się, rozmijała. Ponad strumieniami metalicznego dźwięku wypłynął chropawy szum, o fakturze tak gęstej, że przywodził na myśl skłębione, musze larwy. Dziewczyna podnosiła się powoli, trwającymi kilka, może kilkadziesiąt sekund ruchami wstawała, prostowała się, omiatała niewidzącymi oczami zapatrzone w nią, odurzone, posłuszne ofiary. Coś chrupnęło, z przeszywającym zgrzytem puściły ostatnie szwy świata. Przez chwilę w sali było więcej, znacznie więcej osób. Przez chwilę wilgotny, szary, niematerialny dym wypełnił powietrze, zasłonił wszelką rzeczywistość.
Niezrozumiały instynkt podpowiedział Lalce, by upadła na podłogę - co wykonała z łatwością, bo ostatnimi już tylko resztkami silnej woli, może ze szczyptą ciekawości, broniła się przed zemdleniem. Miażdżący świadomość hałas ucichł nagle, pozostawiając zmysłowi słuchu jedynie rejestrowanie odgłosów osuwających się ciał ludzkich, po której to kakofonii słyszalne były, pochodzące ze sceny, stłumione jęki, przyspieszony oddech, ściszone wymiany zdań. Ktoś chodził po sali, ostrożne kroki urywały się co chwila, zapewne szukając drogi między stosami ofiar. Lalka wstrzymała oddech, spróbowała uspokoić drżenie. Nie miała na to konkretnego wytłumaczenia, ale instynkt podpowiadał, by nie dawać znaków życia - tak jak wszyscy wokół. Zacisnęła z całych sił powieki, wyłączyła wszelkie myśli. Chwilę później poczuła, że ktoś wcisnął jej w dłoń zawiniątko papieru. Sekundę potem zrozumiała, że nie ma już sił, że napięcie przekroczyło możliwy do zniesienia poziom. Zapominając nawet przestraszyć się śmierci, odpłynęła w nieprzytomną nicość.