Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 24 czerwca 2012

Walka z wiatrakami

Czarna, ale z odrobiną miodu, cytryny i... tak, cynamonu. Połączenie to dziwne nieco miało z pewnością niezaprzeczalną zaletę w postaci gwałcącego nozdrza aromatu - jednocześnie odurzającego i nie pozwalającego na senność.
Obudziła się więc Śpioszek. Chwilkę zajęło jej uświadomienie sobie powrotu do rzeczywistości. Kolejną zrozumienie dlaczego śpi w schowku (na poduszce i pod kocem wprawdzie), otoczona ścianami kartonowych pudeł i kulawą armią starych krzeseł. Mol pewnie zostawiła ją tu dla świętego spokoju. No i ta herbatka.
Śpioszek, co oczywiste, trafiła do filiżanki bez trudu posługując się samym tylko zmysłem węchu. Z przyjemnością wypiła mocno już ostudzony napar, który jednocześnie rozgrzewał i budził. W sam raz to, co było potrzebne.
Która może już być godzina?
Ostrożnie wyjrzała na pogrążony w absolutnej ciemności korytarz. Oczywiście przespała calutki dzień. A miała już tego nie robić!
Tymczasem gdzieś w okolicznej czerni zaszeleścił papier, klapnęła zamykana szybkim ruchem książka. Ciche kroki zbliżyły się i...
- Bu! - twarz Kocura rozjaśniła się nagle oddolnym światłem latarki. Uśmiechała się oczywiście, a wyglądała przy tym tak nieziemsko, że przerażone dziewczę złoskotało się z wrażenia na podłogę i ryknęło szlochem. Ale tylko na chwilkę.
- Oj... - uśmiechnięta twarz zmartwiła się tym razem. - Przepraszam... - skierował światło w dół, powoli przesunął ku siedzącej na deskach korytarza postaci, by ujrzeć... zwieszoną w bezruchu głowę. Zmartwiony, klęknął oczywiście.
- BU! - rzekła Śpioszek, błyskawicznie unosząc twarz ku światłu. A minę miała, trzeba przyznać, godną po wieki przeklętego ducha. Kocur rzecz jasna odskoczył, upadł gdzieś w ciemność, a latarka, przetrwawszy niewielkie turbulencje, wylądowała daleko przy ścianie, tworząc coś na kształt lokalnego słońca.
Coś cicho szurnęło. Coś zaszeleściło niemal bezgłośnie. Aż wreszcie Kocur, zdążywszy przybrać już pozycję jako tako siedzącą, widząc zupełne nic, wyczuł niedaleko swojego policzka przyspieszony oddech.
- Co... pan tu właściwie robi? - zapytała ciemność głosem tyle przyciszonym, co ostrożnym.
- Tak właściwie to odprowadzam cię do domu. - odparł.
- To pan zrobił dla mnie herbatkę? - zapytała znowu ciemność głosem, w którym ostrożność zastąpiło zdziwienie.
- Ja. - odparł.
Kolejne pytanie wymagało chyba przemyśleń, bo ciemność zamilkła. A gdy się znowu odezwała, miała głos uspokojony.
- Bardzo mi smakowała.


Sporo przed północą było jeszcze, gdy Bombka zapukała do drzwi. Otworzyły się prawie natychmiast. Jej aktualny chłopak - nazwijmy go, z braku cech charakterystycznych, Motyl - uśmiechnął się i zaprosił do środka.
Niewielka kawalerka nie zaskakiwała porządkiem, ale nie była też zabałaganiona. Jedyny w pokoju stolik zastawiony był w całości stosami książek. Kilka z nich leżało nawet na dywaniku obok. Była też olbrzymia, stara, skórzana kanapa, na którą Bombka rzuciła się w pierwszej kolejności. Wykręciła się w ponętną pozę i spojrzała na gospodarza wzrokiem niwelującym lodowce.
- Przyszłam naprawić dzisiejszy poranek. - oświadczyła.
Motyl domknął drzwi i westchnął cicho. Mógłby powiedzieć, że nie trzeba, że pośpiech niepotrzebny, że jutro rano oboje muszą być w szkole. Miał jednak świadomość bezcelowości protestów. Jeśli chciał coś dla swojej ukochanej zrobić, coś lepszego niż ślepe podążanie za jej słowami - musiał być wytrwały i cierpliwy. Robić krok za krokiem, powoli i ostrożnie.
- Może obejrzymy potem film? Przygotowałem też kolację.
- Co tylko rozkażesz. - odparła z uśmiechem.
Przekręcił klucz w zamku, przygasił światło o połowę.
Z sercem wypełnionym nieskalanym postanowieniem obserwował jak Bombka pozbawia się ubrań.