Domyślnie prezentowany jest najnowszy rozdział opowieści. Jeśli jesteś tu po raz pierwszy, zacznij od rozdziału pierwszego - link do niego znajduje się po lewej stronie.


niedziela, 20 maja 2012

Kochana Złośnica

Wilczy przyszedł jako ostatni. W pewien nie do końca zrozumiały dla niego sposób stał się niemal etatowym pomocnikiem Kombinatorki, co okazało się pracą czasochłonną i wymagającą sporej odporności psychicznej. Lekcja po lekcji przytrzymywał, podawał, dobierał i, chwilami, zastanawiał się czy nauczyciele w tej szkole mają wymóg wykazywania się głuchotą i ślepotą zupełną.
Z uczuciem sporej ulgi więc dotarł do starego budynku, wspiął się na pięterko i przekroczył drzwi herbaciarni. Jeszcze go tu właściwie nie było, więc przez dobrą chwilę ignorował co się do niego mówi, pozwalając sobie na moment zachwytu nad wystrojem i uspokajającym klimatem tego pomieszczenia. Szczególnie tapeta przypadła mu do gustu - przypomniała najlepsze chwile dzieciństwa, babcine napary i wypieki, popołudniowe promienie słońca wdzierające się przez okno do niewielkiego pokoju - zupełnie takiego jak ten...
Zamyślenie przerwała Śpioszek, która zmaterializowawszy się przed - bądź co bądź - nowym klientem przybytku, przywdziała swój charakterystyczny cieplutki uśmiech i uprzejmym ruchem dłoni zaprosiła na miejsce przy stoliku pośrodku - już obleganym przez pozostałych.
Tam z kolei Zabójczyni i Złośnica prowadziły bitwę na - póki co - mordercze spojrzenia. Kocur udawał, że starcia nie zauważa. Oderwał się od kontemplacji okna i skinął przybyłemu wypracowanym przez lata, zawodowym skinieniem zarezerwowanym dla prawdziwych profesjonalistów.
Obkrążył zatem Wilczy wskazany mu stolik, pacnął dłoń na głowie Zabójczyni mierzwiąc jej przy tym nieco schludną zazwyczaj fryzurę, uśmiechnął się na jej oburzony wzrok i usiadł wreszcie.
- Pozwolę sobie zacząć. - oznajmił, wyciągając z kieszeni spodni zmięty niemożliwie, obładowany zapiskami zwitek papieru. - Przede wszystkim musimy ustalić kto zdolny jest do...
- Mój tata. - stwierdziła spokojnie Śpioszek, stawiając przed nimi filiżanki.
Złośnica zbladła.
Zabójczyni zachłysnęła się powietrzem i wbiła tępy wzrok w siostrę.
Kocur spochmurniał wyraźnie.
Wilczy za to pozostał niewzruszony.
- Znasz może motyw?
- Nie. - Śpioszek splotła grzecznie dłonie przed sobą i wpatrzyła się gdzieś w dalszą ścianę, przypadkowo oczywiście zerkając na zmarniałe spojrzenie wychowawcy jej klasy.
- Potrzebne będą dowody.
- Nie mam dowodów. - westchnęła cichutko. Była wiele poważniejsza niż zazwyczaj, skupiona jakby bardziej niż pozostali na celu dzisiejszego ich zebrania. - Mój tata niezbyt kryje się kiedy rozmawia przez telefon lub z kimś u siebie w gabinecie. Każdy, kto akurat przechodzi obok, mógłby przystanąć i posłuchać. No i ja słyszałam, że...
Złośnica zerwała się z miejsca, przewracając krzesło. Siedziała tuż obok, więc nie było szans, by ktokolwiek ją powstrzymał. Szybkim ruchem wymierzyła mówiącej policzek.
- Czyś ty oszalała?! Chcesz stracić dach nad głową?! Wyobrażasz sobie, że możesz ot tak o tym wszystkim opowiedzieć?! Myślisz, że to cokolwiek naprawi?!
Zanim któreś zdążyło zareagować, powiedzieć cokolwiek, wydostać się z szoku chociażby Śpioszek, z mocnym zaczerwienieniem na buzi, zarzuciła Złośnicy ręce na szyję i przylgnęła do jej zesztywniałego z napięcia ciała.
- Ja już nie chcę. - szepnęła tak cicho, że tylko polekcyjna cisza pozwoliła na zarejestrowanie jej słów. - Nie chcę udawać, że tak musi być. Nie mogłabym spojrzeć Różyczce w oczy. Wiem, kochana Złośnico, ile sił musiały cię kosztować te lata. Dlatego już nigdy więcej. Nawet jeśli potem znowu będziemy musiały być same.
Cisza.
Tak trwały one i ona przez kilka długich chwil. Nikt z obecnych nie potrafił znaleźć właściwych słów, by skomentować Śpioszkowe wyznanie. Aż wreszcie Zabójczyni znalazła.
- Jak do ciężkiej zarazy śmiesz podnosić rękę na moją siostrę!! - zdawało się, że jej głos ciął powietrze z równym powodzeniem co spory nóż, którym zakręciła wokół dłoni by zaraz chwycić solidnie rękojeść.
Kocur, który miał to szczęście być po tej samej stronie stolika po której rozgrywała się zupełnie niezrozumiała dla niego scena, oprzytomniał wreszcie, obrzucił trzeźwym wzrokiem sytuację i, zanim lokalna morderczyni zdążyła przedostać się ku swojej ofierze, zerwał się z miejsca i krótkim uderzeniem pozbawił Kochaną Złośnicę przytomności.
Warto przy tym wspomnieć, że tak - uratował jej życie.


Dwa worki lodu, pięć czekolad, karton mleka i breloczek do pokrowca w formie wkurzonego, czarnego kotka - tyle trzeba było do obłaskawienia Złośnicy. Zaznaczyła przy tym wielokrotnie, iż czuje się urażona, obrażona, zdegustowana i zszokowana zachowaniem Kocura. Oczywiście, że panowała nad sytuacją! Naturalnie, że panowała nad sobą i swoimi reakcjami! Nawet wtulana przez Śpioszka, zapłakana i drżąca na całym ciele z przejęcia potrafi obronić się przed tą... tą nożowniczką! Wszelkie przeczące temu sugestie są niepoprawnymi insynuacjami i winny być wytępione. Najlepiej globalną zarazą.
Kocur uznał, że przynajmniej nie przyszło jej do głowy żądać od niego cielesnych ofiar. Och jakże był naiwny!
Władowała mu się do łóżka w króciutkiej koszulce od piżamy i w samych - dzięki o bogowie, że tam były! - majtkach. Zażyczyła sobie objęcia męskim ramieniem, głaskania i... na ostatnie zaprotestował tak gwałtownie, że musiała dać za wygraną.
Głaskał zatem i obejmował najlepiej jak potrafił. Była to zresztą dobra okazja by zadać kilka ważkich pytań.
- Złośnico... - postarał się brzmieć kojąco. - Co to za tajemną przeszłość dzielisz ze Śpioszkiem i jej siostrą?
- Wiedziałam.
Wwierciła się głębiej w objęcia.
- Wiedziałam, że zapytasz. Pomyślałam więc już wcześniej czy i jak ci to opowiedzieć. Ale... jest jeden warunek.
Kocur był w tej sytuacji gotów na naprawdę wiele. - Jaki?
- Obiecaj mi, że nie zmienisz swojej opinii o mnie. Masz myśleć o mnie dokładnie tak, jak teraz. Obiecujesz?
Dziwna to była prośba. Zapewne niewykonalna, ale też nakazująca wyjątkową uwagę poświęcić temu, co za chwilę usłyszy.
- Jeśli tylko będę potrafił.